Archiwum Polityki

Ka-Ka-Du papuga

Postmodernizm zasadza się ponoć na relatywizmie. Jego najprostszą definicję dałby więc ante lucem Osip Mandelsztam pisząc: "Można tędy lub owędy, - Co tu kryć; - Wszystko brednie, sherry brandy, - Ma cherie!" (tłumaczenie Wiktora Woroszylskiego). Piszę o tym po raz kolejny nie z powodu, by ciążyła etykieta postmodernisty (przypięta mi zresztą po raz pierwszy przez osobę tak znamienitą jak Anna Wyka - raczej więc obnosiłbym się z nią jak z orderem), ale dlatego, że przeczytałem jednym tchem dwie książki: Stanisława Murzańskiego "Wśród łopotu sztandarów rewolucji - rzecz o ťkatolewicyŤ 1945-1989" i Jacka Żakowskiego: "Pół wieku pod włos, czyli życie codzienne ťTygodnika PowszechnegoŤ w czasach heroicznych". Któż by zgadł porównując tytuły, że piszą obaj autorzy właściwie o tym samym. Żeby jednak było śmieszniej, Murzański i Żakowski przytaczają bardzo często dokładnie te same cytaty i anegdoty. Tyle iż rzecz jasna mają one dla nich skrajnie, wręcz biegunowo przeciwne znaczenie. Istny miód na serce postmodernisty. A przecież nie tylko o interpretację tu chodzi. Również fakty przedziwne wyczyniają fikołki.

Z pracy Roberta Jarockiego również na temat środowiska Znaku dowiedziałem się, że kiedy pobity Stefan Kisielewski dotarł do domu rodziców: "Tylko syn Stommów, Ludwik, zorientował się, że Kisiel jest jakiś obrzękły i zmieniony na twarzy. Zapytał: ťCiociu (z żartobliwych stosunków przyjacielskich wynikało nazywanie Kisielewskiego przez dzieci Stommów ciocia), co tak dziwnie wyglądasz, czy coś się stało?Ť Wówczas powiedział, co mu się przed chwilą przydarzyło". Przypisane mi pytanie to tekst siedmioletniego dziecka. Tymczasem miałem wtedy lat osiemnaście i nigdy nie nazywałem Kisiela "ciocią".

Polityka 50.1999 (2223) z dnia 11.12.1999; Stomma; s. 90
Reklama