Ponad dwa lata temu łódzki sąd skazał Krzysztofa F., ze znanej i poważanej konińskiej rodziny, na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo. Był on sprawcą głośnego przed czterema laty porwania 10-latka dla okupu. Żądał 300 tys. zł. Wojciech Ruminkiewicz, ojciec ofiary, poruszył opinię publiczną. Najpierw rozpaczliwie szukał synka. Potem żądał orzeczenia najwyższej kary. Wreszcie założył Stowarzyszenie Rodzin Zamordowanych Dzieci.
Niech wie, za co siedzi
Gdy pytam, kiedy po raz pierwszy pomyślał, by pozwać Krzysztofa F., mówi, że w dniu wyroku, który ogłosił łódzki sąd karny. - Mnie zadowalało wtedy tylko dożywocie dla sprawcy - Ruminkiewicz nie ukrywa, że motorem jego działania jest odpłata. - Gdy usłyszałem "25 lat", pomyślałem, że muszę postarać się o dodatkową karę. Adwokat napisał pozew, ale przed sądem występowałem już sam.
Jeszcze w trakcie procesu karnego pokrzywdzony ma możliwość wystąpienia z tzw. powództwem adhezyjnym. Ten sam sąd (karny) rozstrzyga wówczas nie tylko o winie i karze, ale i o cywilnoprawnych skutkach wyrządzonej przestępstwem szkody. Ludzie o tym przeważnie nie wiedzą, bo i skąd mieliby wiedzieć. Adwokaci rzadko korzystają z tej drogi, a i sądy niechętnie na nią wchodzą; z powodu wąskiej specjalizacji orzekających oraz tempa, które im dyktuje Temida.
Zawsze jednak - i tak uczynił W. Ruminkiewicz - dochodzenie roszczeń na drodze cywilnoprawnej jest możliwe w późniejszym terminie. "Kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia" - mówi art. 415 otwierający rozdział "Czyny niedozwolone" kodeksu cywilnego. "Jeżeli wskutek uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia nastąpiła śmierć poszkodowanego, zobowiązany do naprawienia szkody powinien zwrócić koszty leczenia i pogrzebu temu, kto je poniósł" - głosi od lat art.