Wioska Gać, kilkanaście kilometrów od Słupska. Parterowy budynek zamieszkany przez pięć rodzin. Mirosław stoi w drzwiach, pali papierosa (- Wewnątrz palenie wzbronione - ostrzega na wstępie). Kilka lat temu w telewizji obejrzał amerykański film o człowieku niesłusznie umieszczonym w zakładzie dla upośledzonych, który wygrał przed sądem wysokie odszkodowanie. Mirosław postanowił, jak tamten, dochodzić sprawiedliwości.
- Przyjeżdżał do Słupska, błądził po kancelariach adwokackich - mówi mec. Andrzej Rożnowski, pełnomocnik Mirosława.
Mirosław ma 37 lat, jest niewysoki, chudy, ma głęboko osadzone oczy, lekko wykrzywione usta. - Ktoś, kto mnie nie zna, może pomyśleć, że jestem upośledzony na rozumie - stwierdza. - Ale mój wygląd myli. Jestem normalny.
Przez ostatnie lata nauczył się języka z psychiatrycznych podręczników. Wie, że imbecylizm (tak określono jego stan, kiedy miał 6 lat i został skierowany do zakładu specjalnego) to umiarkowane albo znaczne upośledzenie umysłowe. - Trzeba, żeby świat dowiedział się o moim przypadku, żeby zlikwidować te nawarstwienia socjopatyczne.
Na dwudziestu stronach papieru podaniowego formatu A3 spisał życiorys. Z dokładnością kronikarza rok po roku, miesiąc po miesiącu i niemalże dzień po dniu wyliczył okoliczności powstawania owych nawarstwień socjopatycznych. Chronologia zmarnowanego życia.
Najlepszy był poprawczak
Fragment życiorysu: "Urodziłem się 15 grudnia 1962 r. w Słupsku. Moje macierzyństwo trwało zaledwie 39 dni. Moje dzieciństwo skończyło się z dniem 24 stycznia 1963 r., tegoż dnia trafiłem do Państwowego Domu Małego Dziecka w Słupsku".
Matka inwalidka, ojciec alkoholik (zmarł, kiedy Mirek miał 2 lata), siedmioro rodzeństwa. Po latach uznał, że matka podjęła słuszną decyzję.