Archiwum Polityki

Kawalerowie są zmęczeni

W akcie desperacji Zygmunt Duda umieścił swoje zdjęcie w kolorowej gazecie. Fotograf musiał poczekać aż nakarmi świnię, uprasuje koszulę, zgoli zarost i przeczesze włosy. Przyjaciel Zygmunta włożył do zdjęcia czapkę z daszkiem. Ukrył pod nią zmarszczki i zniecierpliwienie. "Może być rozwódka albo panna z małym dzieckiem" - pisał z kolei w ogłoszeniach Jan Wigoń. Ostatecznie mogłaby być nawet rozwódka z dużym dzieckiem. Byleby Wigoń nie musiał dłużej pić do lustra i dzielić losu przyjaciela. I trzydziestu innych kawalerów z Bełdna.

Trzy lata temu radny z gminy Żegocina (między Bochnią a Limanową) zwrócił uwagę lokalnych polityków na niedobór kobiet wśród ludności rolniczej w Bełdnie. Skończyło się jednak na służbowej notatce. Potem radny próbował bezskutecznie apelować o pomoc do sejmiku samorządowego w Tarnowie. Sejmik miał jednak ważniejsze sprawy na głowie i problem starych kawalerów w liczącym 70 gospodarstw Bełdnie utkwił w miejscu. W rok później losem kawalerów zainteresował się sołtys wioski. Tak bardzo przejął się misją swatki, że na własny koszt zorganizował potańcówkę. Liczył, że przyjadą na nią panny z bliższej i dalszej okolicy.

Na zabawie zjawiło się, zgodnie z planem, trzydziestu miejscowych panów, głównie w średnim wieku. Przybyło nawet czterech braci z najdalszej części wsi, jak reszta biesiadników - nieżonatych. Nie pojawiła się za to żadna panna, wdowa ani rozwódka. Orkiestra grała skocznie i długo, głównie jednak do piwa, którym panowie zapijali smutek samotnego rolnika.

- Bełdno to taka ładna wioska. Pagórki jak malowane, wodociąg, kanalizacja, nawet telefony - mówi wójt Żegociny Jerzy Błoniarz. - Mężczyźni porządni i pracowici. Teraz panie mają jednak dziwnie wygórowane wymagania.

Dorobek życia Zygmunta Dudy to hektar pola, przeżarta przez korniki drewniana chałupa, dwie świnie, kilka kur, krowa i telewizor. Duda (lat 40, wykształcenie podstawowe) żyje za 145 zł miesięcznie, nie wliczając w to szklanki mleka na śniadanie od własnej krowy, trzech jajek z kurnika na obiad, rosołu z kury od święta oraz niewielkiego zysku ze sprzedaży bimbru i kwaśnego wina z porzeczek. Najwięcej pieniędzy traci na papierosy.

- Palę, bo muszę - przyznaje bez ogródek. - Ale dla dobrej kobity bym rzucił. Nawet kolegów bym rzucił, nawet wino z porzeczek.

Wankiecie przeprowadzonej w Małopolsce przez profesora Stanisława Moskala, socjologa wsi z krakowskiej Akademii Rolniczej, zadano wiejskim i miejskim kobietom pytanie: "Kto cieszy się dziś ich największym poważaniem: robotnik, chłoporobotnik, chłop z domem, ale bez ziemi, czy chłop z ziemią?

Polityka 52.1999 (2225) z dnia 25.12.1999; Społeczeństwo; s. 90
Reklama