Archiwum Polityki

Pastorałka deliryków

Specjalnie przysposobiony do druku w świątecznej "Polityce" fragment powieści pt. "Pod mocnym aniołem", która najprędzej za rok ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Siedzieliśmy za stołem, byliśmy przemieszani z samobójcami i siostry nie spuszczały z nas oka. Szymon Sama Dobroć setny raz opowiadał o zeszłorocznej malignie, przez którą w powietrznych saniach jechał Anioł Gabriel, a może sam Bóg. Papierowe obrusy trzeszczały jak nakrochmalone, paliły się świeczki, samobójcy byli piękni i zamyśleni, ale na wigilię przychodzili z pustymi rękami, mój Boże, pamiętaliśmy o tym. Siedzieliśmy za stołem: ja, Don Juan Ziobro, Fanny Kapelmeister, Szymon Sama Dobroć, Kolumb Odkrywca i reszta postaci trochę mniej wyraźnych, czyli Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Świata, wzgardliwy Król Cukru, sędziwy Przodownik Pracy Socjalistycznej oraz samobójcy. Siostry nie spuszczały nas z oka, a że wszystkie już były na dobrej wigilijnej bani, lustrowały nas pilnie, gapiły się ze sławnym wzmożeniem pijackiej uwagi.

Dawniej, za starej Polski, przed zburzeniem muru berlińskiego, kiedy nie było podziału na deliryków, schizofreników czy samobójców - dawno temu, kiedy wstawałem tu z martwych pierwszy albo trzeci raz - co to się działo, jak jaki samobójca przepadał bez wieści, kiedy się tracił w tutejszych jeszcze za cesarza Franciszka Józefa zbudowanych labiryntach! Siostry, pielęgniarze, doktorzy, sanitariusze, salowe, kierowcy karetek - wszyscy go szukali - nawet kucharki wspinały się na strych po drewnianych schodach! Wiadomo było, że najpewniej tam wisi na belce pod powałą albo wykrwawia się w komórce za suszarnią, żyły kawałkiem szkła rozprute. Ale tak nie było nigdy. Zagubiony samobójca znajdował się rychło, najczęściej tkwił nieruchomo przy najdalszym oknie w głębi korytarza, przez nietkniętą, półprzejrzystą szybę spoglądał na ośnieżone pole, na ceglane ściany austriackich koszar, na oceaniczny dym idący z pieców kombinatu im. Lenina. Lubiłem samobójców od tamtego czasu, lubiłem ich za powagę, z jaką przyglądali się trawie, fragmentowi muru, granatowej chmurze.

Polityka 52.1999 (2225) z dnia 25.12.1999; Kultura; s. 104
Reklama