Archiwum Polityki

Pod choinkę

NULL

Najmilszą czynnością podczas świątecznej bezczynności jest składanie życzeń. Banalne mnie nie interesują. Wolę oryginalniejsze. Na przykład takie:

- Żebyś całą główną wygraną w teleturnieju "Milionerzy" wydał na lekarzy...

- Żebyś na targu za ślepego konia zapłacił fałszywymi pieniędzmi...

- Żebyś żył za jedną pensję, a sól smakował tylko w morzu, kiedy będziesz się topił...

To ostatnie życzenie przyfrunęło z Odessy. A jak było z życzeniami w czasach, gdy rozmowy w stylu "Sęka" zastępowały telewizor?

- Życzę tobie tego wszystkiego, czego ty mnie życzysz! - mówił typek do typka.

I po tym szczerym wyznaniu dochodziło natychmiast do awantury. Dziś inaczej. Dziś elegancko. Premier Buzek odwiedzając Izrael też miał życzenie: pragnął kupić w Jerozolimie drewnianego wielbłąda. No i kupił go od arabskiego przekupnia za cenę, którą tamten podał mu na dzień dobry. Co sobie ten Arab pomyślał o naszym premierze? Prawdopodobnie to samo, co myślą o nim malkontenci i kryptokomuchy.

W Betlejem również poruszenie. A to za sprawą pielgrzymki do Rzymu wicemarszałka pomorskiego sejmiku Jacka Kurskiego (skądś znam to nazwisko). "Trybuna" ujawniła, że dygnitarz pojechał na pielgrzymkę Peugeotem 406. Potwierdził to zresztą w liście: "Mianowicie, nie wybrałem się służbowym samochodem na urlop i na tym koniec, kropka, lecz: 1) wynająłem za własne pieniądze na pielgrzymkę do Watykanu przydzielony mi samochód służbowy..." W Betlejem teraz dyskutują, aż ręce omdlewają dyskutantom, czy trzej królowie monarchowie (postaci mniej ważne niż wicemarszałek pomorski, ale zawsze władza) zjechali z darami i pokłonem na służbowych wielbłądach. Pewnie, francuskie autko wygodniejsze od pielgrzymiego kijaszka, nóżki się nie męczą, pielgrzym się nie spoci; pachnie kadzidłem i nabożnością.

Polityka 52.1999 (2225) z dnia 25.12.1999; Groński; s. 110
Reklama