Archiwum Polityki

Chrzęst starej płyty

Kogo na to stać, ucieka z domów z wielkiej płyty. Są tandetne, brzydkie, niezdrowe i drogie w eksploatacji. A przecież większość tych grzechów jest do naprawienia. Wielka płyta po przeróbkach daje się lubić.

Bloki z wielkiej płyty będą się rozpadać jak domki z kart – alarmowała kilkanaście lat temu prasa. Nic takiego się nie zdarzyło. Instytut Techniki Budowlanej, który od ponad 20 lat bada stan tych domów, odnotował tylko kilka przypadków oderwania się kawałów tynku z elewacji. – Dla trwałości budynków nie ma to znaczenia. Domy z wielkiej płyty mogą stać dwieście, a nawet trzysta lat – twierdzi profesor Bogdan Lewicki z ITB. – Prawdopodobieństwo zawalenia się jest mniej więcej takie, jak że spadnie nam samolot na głowę.

Nie potwierdziły się obawy, że korozja zje wieszaki ze zwykłej stali, na których zawieszono część wielkich płyt. Wieszaki te są znacznie grubsze niż ze stali nierdzewnej i (według ITB) tak samo bezpieczne.

Także wybuchy gazu w blokach pokazały, że domy z płyty wytrzymują ekstremalne obciążenia. Mogą służyć wielu pokoleniom; pod warunkiem, że kolejne będą chciały w tych domach mieszkać.

Amatorów mieszkań w wielkiej płycie ubywa.

Stały się towarem drugiej kategorii: metr kwadratowy „w płycie” kosztuje średnio o 26 proc. mniej niż w domach o podobnym standardzie i lokalizacji, ale zbudowanych w innych technologiach (według szacunków Wrocławskiej Giełdy Nieruchomości, która ma oddziały w sześciu największych miastach Polski). Pośrednicy w handlu nieruchomościami przewidują, że po wejściu Polski do Unii ceny mieszkań będą rosły, ale wielkopłytowe bloki wyłączają z tej prognozy.

O wartości mieszkania decyduje przede wszystkim lokalizacja. Np. na osiedlach Ursynowa, niezmiennie popularnego wśród warszawiaków, metr kwadratowy mieszkania „w płycie” kosztuje często więcej niż w nowym domu w innej dzielnicy. Ale Ursynów to przypadek szczególny.

Polityka 2.2004 (2434) z dnia 10.01.2004; Gospodarka; s. 36
Reklama