Archiwum Polityki

Bez rabina nie razbieriosz

Nasze media lubią milionerów, ale tylko za granicą. Najlepiej w Rosji. W Polsce wystarczy, że Kulczyk kupi kawałek Poznania po okazyjnej cenie albo Gudzowaty położy światłowód wzdłuż rurociągu bez zgody redaktora Kublika i już media biją na alarm. Natomiast kiedy Putin dobiera się do oligarchy i kwestionuje ex post wyprzedanie Rosji za bezcen, wówczas Siergiej Kowaliow mówi „Gazecie”, że pretensje należy adresować do tych, którzy ustalali ceny, czyli do władzy. „I dlatego pretensje do kupujących są absurdalne. No bo jaki idiota zechce płacić więcej, niż od niego żąda właściciel?” – pyta największy autorytet moralny Rosji.

Z mediów wynika, że aresztowanie Michaiła Chodorkowskiego 25 października ub.r. było niczym wystrzał „Aurory” – początkiem nowej Rewolucji Październikowej albo raczej kontrrewolucji wymierzonej w – jak się okazuje – całkiem obiecujący proces demokratyzacji Rosji. „Prywatna własność już nic nie znaczy” – załamuje ręce Sławomir Popowski w „Rzeczpospolitej”. „Inteligencja w szoku” – pisze „Gazeta” w artykule pod wymownym tytułem „Władimir I Grozny”. Kilka dni wcześniej moskiewski korespondent „Gazety” Marcin Wojciechowski przeprowadził taki wywiad z rosyjskim socjologiem, że nie trzeba czytać odpowiedzi, wystarczą pytania: „Czy ludzie, którzy atakują Jukos, nie zdają sobie sprawy, że dyskusja o weryfikacji rezultatów prywatyzacji oddala Rosję od Zachodu i jest fatalnym sygnałem dla inwestorów, bez których gospodarka nie stanie na nogi? Czy ludzie w mundurach nie rozumieją, że swoimi działaniami szkodzą gospodarce? A jeśli przed wyborami rozmaici politycy zaczną podgrzewać hasło przeglądu wyników prywatyzacji i walki z oligarchami jak za Stalina z kułactwem?

Polityka 2.2004 (2434) z dnia 10.01.2004; en passaent; s. 83
Reklama