Nie jest to najświeższa płyta, ale jej poszukiwania zajęły trochę czasu. Bezskuteczne łowy w naszych sklepach zmusiły mnie w końcu do wizyty w internetowej witrynie angielskiego oddziału sklepu Amazon. Warto było czekać i zapłacić więcej niż zwykle za tę pozycję, bo jest wybitna.
David Holmes
, spec od muzyki do realnych (m.in. „Co z oczu to z serca”, „Ocean’s Eleven”, „Depresja gangstera 2”) i wyimaginowanych filmów, poszedł tropem poprzedniej płyty, proponując bardzo różnorodną stylistycznie miksturę. Holmes miesza znane motywy, wątki, historie. Słychać trochę hiphopowej motoryki, klubowej elektroniki, są zmysłowe damskie głosy, piosenki letnie i bardziej mroczne. Jednak te skądś znane elementy Holmes podaje niezwykle nowatorsko. I trudno powiedzieć, na czym to polega. Płytę spowija trochę narkotyczny, odrealniający, opar. Lekkie głosy i harmonijne linie melodyczne naznaczone są neurotycznym charakterem. To trochę jak z prozą Kafki czy Schulza. Pisali o świecie nam znanym, tym samym, z którym przyszło nam się zmagać, a jednak gdy czytamy u nich o tym właśnie świecie, wydaje się zupełnie inny. Wydaje się być gdzieś obok. U Holmesa podobnie – niby dotknął czegoś dobrze znanego, ale zostawił tak wyraźny odcisk, że wszystko brzmi inaczej. I słuchając tego w letnie południe, jadąc przez pole, mijając wielkie łopiany, czując zapach zielska i grzejące wreszcie słońce, wchłania się ten świat na nowo. Aż chce się żyć.
David Holmes, „The Free Association”, Mercury Rec.
++ dobre
+ średnie
– złe