Mam nadzieję, że nie dostanę w dziób od żadnej z dziś omawianych pań ani ich fanów w związku ze słowem „starsza”. Użyłem go raczej żartobliwie i na zapas. I Scialfa, i Christine McVie to damy około pięćdziesiątki, więc do podeszłego wieku jeszcze im daleko.
Znana ze swych bluesowych korzeni (Chicken Shack), a także długoletniej obecności w różnych wcieleniach Fleetwood Mac, Christine co jakiś czas próbowała sił jako solistka. Na jej nową autorską płytę czekaliśmy dużo dłużej (20 lat!) niż w przypadku Patti Scialfa, ale moim zdaniem opłaciło się. Już otwierający album utwór „Friend” zapowiada dużo dobrego. Potwierdza to też następny – „You Are” i zaraz po nim spokojny, kojący „Northern Star”. Nie ma tu kokietowania nowoczesnością, jest bardzo porządne rzemiosło i taka muzyka, o jakiej wielu współczesnych „gwiazdorów” tylko mogłoby marzyć. Większość piosenek artystka napisała z bratankiem Danem Perfectem, on też był współproducentem płyty. „In the Meantime” to bardzo dobry album, ale ostrzegam – nie należy do tych, które pochłania się jak hamburgera. Trzeba mieć trochę czasu, spokoju i rozsmakować się w delikatnym rocku Christine McVie.
Christine McVie „In the Meantime”, Sanctuary 2004