Sprawa znanego psychologa S. znalazła się w centrum zainteresowania mediów chyba nie tylko z powodu sensacji. Cokolwiek by można zarzucić dziennikarzom, stworzyła ona okazję do odsłaniania chaosu panującego w psychoterapeutycznej praktyce. Przynajmniej przez tekst „Dusze w rozsypce” [POLITYKA 28], znakomicie opisujący aktualny stan rzeczy. Obecnie nie wiadomo, kto i na podstawie jakich kompetencji uzurpuje sobie prawo do świadczenia usług, o których nawet nie wiadomo, czy są leczeniem, czy też formą pomocy w trudnych chwilach. Chaos ten panuje nie tylko w Polsce, a podejmowane w European Association for Psychotherapy próby wprowadzenia jakichkolwiek regulacji w krajach UE (w Polsce – przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne i Polskie Towarzystwo Psychologiczne) napotykają opór środowiska. Sprzeczność doraźnych interesów, właśnie taka, jaką wyrażają cytowane przez autorkę wypowiedzi. Być może burza wokół osobistej tragedii znanego psychologa zaowocuje przyspieszeniem prac nad ustawami i zarządzeniami, do których dążymy od wielu lat. Przede wszystkim – niecierpliwie oczekiwanego rozporządzenia MZ ustanawiającego „umiejętność” uprawniającą do specjalistycznego leczenia psychoterapią. Uzyskiwana w toku co najmniej czteroletniego kształcenia podyplomowego powinna być dostępna nie tylko dla lekarzy, ale także dla psychologów i innych zawodów medycznych. Inna sprawa, że psychoterapią określa się obecnie wiele różnych działań, nie tylko leczenie. Jedną z najważniejszych propozycji dyskutowanych obecnie w środowisku psychoterapeutów we wszystkich krajach Unii jest odróżnienie tych działań: zachowanie określenia „psychoterapia” wyłącznie dla leczenia, a określenie tych innych nazwą „pomoc psychospołeczna” (counseling).