Archiwum Polityki

Gdzie wielkość nie gra roli

Na Malcie wszystko musi być czarne albo białe. Popiera się Partię Narodową albo Partię Pracy. Wiejskie biesiady się uwielbia albo nienawidzi. Połowa narodu uważa, że członkostwo w Unii to manna z nieba, druga połowa twierdzi, że to prawdziwe nieszczęście.

Kiedy narodowa drużyna piłkarska Malty została ostatnio rozgromiona przez Niemcy 0:7, do tutejszych gazet zaczęły napływać listy od czytelników wzywające reprezentację do oszczędzenia sobie wstydu i rezygnacji z międzynarodowych rozgrywek. Tymczasem jeszcze dwa lata temu, gdy Malta zremisowała bezbramkowo z Czechami, nasi piłkarze traktowani byli jak bohaterowie, a niegrająca w reprezentacji druga połowa narodu myślała tylko o tym, że lada chwila uda nam się przejść jakieś ważne eliminacje. Debata na ten i inne tematy ciągnie się do znudzenia od wielu lat.

Ale chociaż Maltańczycy są kłótliwi, głośni i spierają się zażarcie o nieistotne rzeczy, to na tym zazwyczaj poprzestają. Prawie 400 tys. osób stłoczonych na 320 km kw. to, wydawałoby się, gotowy przepis na klaustrofobię. W kraju, gdzie jedynym bogactwem naturalnym są mieszkańcy, pozostawanie przy zdrowych zmysłach stanowi osiągnięcie.

Gościnność i życzliwość mieszkańców Malty niezmiennie zadziwia przyjeżdżających tu turystów. Wystarczy spytać Maltańczyka o drogę, by ten zamienił się w przewodnika, zaprosił do swojego samochodu i osobiście zawiózł na miejsce. Gościnność wobec świętego Pawła, którego statek rozbił się u wybrzeży Malty w 60 r. n.e., została nawet uwieczniona w Listach Apostolskich.

Maltańczycy są na ogół tolerancyjni wobec innych ras, religii i kultur, ale sami zwracają się raczej ku zachodniemu modelowi życia. Choć może niechętnie się do tego przyznają, wielu z nich głosowało za przystąpieniem do Unii, kierując się chęcią przypieczętowania wreszcie własnej europejskiej tożsamości. To, że były premier Dom Mintoff ceregielił się w latach 70. z Muammarem Kadafim, a także samo położenie geograficzne Malty, zaledwie 250 km od Libii, powodują, że kwestie tożsamości wprawiają mieszkańców wyspy w lekkie zakłopotanie.

Polityka 28.2004 (2460) z dnia 10.07.2004; Świat; s. 50
Reklama