Archiwum Polityki

Vlepki jak wirus

++

Zdarzało się w przeszłości, że kultura masowa anektowała zdobycze tzw. kultury wysokiej, czego przykładem jest choćby Mona Lisa czy Luciano Pavarotti. Ale równie często, a może i częściej, to instytucjonalny obieg sztuki oswajał i adaptował to, co rodziło się gdzieś spontanicznie, poza kontrolą i poza akademiami. Tak było z niezależnym komiksem, sztuką poczty, graffiti, a ostatnio nawet esemesami. Każdemu, kto chce podumać nad tymi procesami (procederami?), polecić wypada wystawę „Implant” Adama Jastrzębskiego w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Oto bowiem na salony czołowej polskiej galerii młody artysta wprowadza tzw. kulturę vlepkarską, czyli – mającą swe apogeum kilka lat temu – modę na umieszczanie małych kartek z prostymi komunikatami graficznymi lub tekstowymi w autobusach, na klatkach schodowych, w przejściach podziemnych, a nawet w toaletach publicznych. W realizacji Jastrzębskiego vlepki są jak wirus; rozprzestrzeniają się gwałtownie i w sposób niekontrolowany, atakują niespodziewanie, rozmnażają się, tworzą niezależne, coraz bardziej rozbudowane byty. I stawiają widza przed wcale nie tak prostym dylematem: czy to galeria ujarzmiła wolną i niepokorną sztukę, czy też może vlepki zainfekowały i opanowały galerię?

Piotr Sarzyński

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 26.2004 (2458) z dnia 26.06.2004; Kultura; s. 51
Reklama