Archiwum Polityki

Karać bez krat

Bunt w więzieniach był kulturalny, ale sytuacja jest naprawdę groźna

Protestacyjna głodówka półtora tysiąca więźniów trzech zakładów karnych przeciwko więziennym warunkom lokalowym zakończyła się, ale to rzecz jasna nie oznacza końca problemu zagęszczenia ponad wszelką miarę polskich zakładów karnych. Więziennictwo potrzebuje 45 tys. nowych miejsc, by nieco poprawić warunki oraz przyjąć skazanych, którzy oczekują na miejsce w celi w trzydziestotysięcznej kolejce.

W okresie ostatnich dwóch lat resort sprawiedliwości zyskał dwa tysiące miejsc więziennych, w tym jeden tylko nowy zakład (w Piotrkowie na 600 miejsc). Obliczyć zatem łatwo, że przy tym tempie trzeba blisko pół wieku, aby sprostać dzisiejszym potrzebom. Więziennicy uzupełniają ten obraz informacją, że rokrocznie liczba skazanych rośnie, a prace nad nowym kodeksem karnym i nacisk opinii na surowość kar zapowiadają pogłębianie się niekorzystnych proporcji między zapadłymi wyrokami a ich szybką egzekucją.

W proteście w zakładach karnych Wołowa, Wronek i Kłodzka daje się zauważyć istotną nowość w stosunku do buntów więziennych w przeszłości. Nie było tym razem przemocy i wandalizmu, lecz dyscyplina i spokój. Skąd ta zmiana? Nie tylko sami protestujący zdają się rozumieć trudną sytuację lokalową, mają też świadomość zainteresowania ich losem ze strony instytucji międzynarodowych. Nie tylko polskie ustawodawstwo nakazuje przeznaczać co najmniej 3 m kw. na skazanego. Żądają tego także reguły ONZ, a Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uważa, że zbyt ciężkie warunki więzienne stanowią torturę, zakazaną przez europejską konwencję praw człowieka. Polskie więzienia zlustruje grupa prawników, powołana przez Radę Europy. Jej przyjazd spodziewany jest lada dzień.

Kara więzienia jest najkosztowniejszą ze wszystkich. 40 tys. zł kosztuje wybudowanie jednego miejsca więziennego i przekracza to parokrotnie wydatki na inne rodzaje kar.

Polityka 23.2004 (2455) z dnia 05.06.2004; Komentarze; s. 18
Reklama