Najbardziej lubię płyty nagrane przez „przyjacielskie” składy, gdzie mamy do czynienia ze swobodną zabawą, a jednocześnie z dobrą muzyką płynącą z głębi serc i dusz zaprzyjaźnionych muzyków. Najlepiej wypadają duety. Można być wtedy świadkiem wzajemnych relacji, emocjonalnych wzruszeń, a zarazem zupełnego zatracenia artystycznego. Przykłady: Charlie Hunter i Leon Parker, Chuck Mangione i Steve Gaad, a ostatnio Trey Gun i Pat Mastelotto. Takie płyty są niskonakładowe i powstają raczej ku uciesze samych muzyków, wbrew zasadom współczesnego show-biznesu. Trey Gun i Pat Mastelotto to oczywiście dwa filary zespołu King Crimson. Ciężkie rockowe brzmienie przetworzone elektronicznie, znane z wielu płyt i koncertów tego zespołu – ale to jednak duet. Muzycy przyjaźnią się od lat, koncertują też razem zapraszając różnych gości, tworząc stylistycznie mieszankę awangardy rockowej i jazzowej. Muszę też dodać, że w kontaktach z fanami z całego świata jak i menedżerami muzycy są niezwykle otwarci i życzliwi, co przełożyło się na możliwość przyjazdu tego duetu do Polski w listopadzie bieżącego roku.
Trey Gun, Pat Mastelotto, „TU”, TG&PM
++ dobre
+ średnie
– złe