Archiwum Polityki

Temida na sezon

Przed sądem w Saint-Omer, w departamencie Pas-de-Calais, dobiega powoli końca, czy może raczej zamyka się, pierwszy rozdział najdramatyczniejszego jak dotąd we Francji procesu o pedofilię. Na ławie oskarżonych zasiada siedemnastu mieszkańców nadmorskiego miasteczka Qutreau, będącego praktycznie przemysłową dzielnicą Boulogne-sur-Mer. Pomiędzy nimi paru lokalnych notabli. Czterech oskarżonych (małżeństwo Delay oraz ich sąsiedzi: David Delplanque i Aurelie Grenon) przyznaje się do winy. Trzynastu od początku stanowczo wszystkiemu zaprzecza. Zarzuty przeciw nim opierają się na zeznaniach jednej jedynej Myriam Delay, która plącze się, popada w sprzeczności, a w jej bogatej narracji coraz to pojawiają się nieprawdopodobieństwa i jawne kłamstwa. Dochodzą do tego chaotyczne i niekonsekwentne opowieści paru dzieciaków. „Dziecko nie kłamie, co najwyżej może się mylić” – twierdzi prokurator. Tymczasem wszyscy niemal obserwatorzy procesu mają przemożne wrażenie, że dzieci łżą jak najęte i załatwiają swoje porachunki z dorosłymi, którzy kiedyś czegoś im zabronili albo za coś zbesztali.

Cała sprawa coraz bardziej pachnie skandalem. Nie dla wszystkich jednak. Iluś tam rzeczników praw dziecka i przedstawicieli towarzystw uwielbienia milusińskich chce mieć swoje autodafe. Zresztą skazali oni oskarżonych jeszcze przed procesem i teraz muszą mieć ich głowy – siedemnaście, a nie tylko cztery. Skądinąd skalpy już mają. Teraz, owszem, media zaczynają się z dużym zażenowaniem wycofywać ze sprawy. Przedtem jednak z niebywałą łatwością dały się użyć łowcom pedofilów za nagonkę. Jakikolwiek będzie więc wyrok na trzynastkę, etykietka została im już dożywotnio przyczepiona. Błota tak łatwo nie zmyją.

Polityka 24.2004 (2456) z dnia 12.06.2004; Stomma; s. 111
Reklama