Archiwum Polityki

Złoty słaby psychologicznie

Gdzie jest to dno, od którego odbije się nasza waluta?

Tytuły w gazetach ostrzegają: „Złoty już ledwo dyszy”, „stoczył się na dno”, „jest najtańszy w historii”. W minionym tygodniu w niektórych kantorach i bankach została przekroczona psychologiczna bariera 5 zł za euro. Za dwa miesiące wchodzimy do Unii Europejskiej, gospodarka znów szybko się rozwija, a mimo to złoty słabnie. Co się dzieje?

Wszystko dlatego, że dzisiaj mniej liczą się zdrowe, materialne fundamenty gospodarki: szybki wzrost PKB (4,7 proc. w IV kwartale ub.r.), produkcji przemysłowej (14,3 proc. w styczniu), duży eksport i kontrolowana inflacja, a bardziej – nieweryfikowalna na razie hipoteza, że nowy lider SLD, a w ślad za nim klub parlamentarny, nie poprze mozolnie budowanego planu ograniczania wydatków publicznych państwa. To z kolei groziłoby w perspektywie dwóch lat prawdziwą katastrofą finansową. Brak determinacji w tej sprawie będących u władzy partii politycznych przekłada się na coraz bardziej widoczną słabość złotego. Niepewność co do losów planu Hausnera paraliżuje rynek, zniechęca zagranicznych inwestorów, wzmaga ryzyko i napięcie. Czy to już naprawdę koniec stabilności kursu złotego, czy oszczędności rozsądniej lokować w euro i dolarach?

Na tak postawione pytanie Polacy – na razie – odpowiadają przecząco. W minionym roku nasze lokaty dewizowe w bankach lekko spadły, a od czerwca pozostają niemal na tym samym poziomie. Dzisiaj to mniej niż jedna piąta (17 proc.) całości i nie ma sygnałów, żeby te proporcje miały się zmieniać. W kantorach, jak mówią ich właściciele, w ostatnich tygodniach ruch jest co najwyżej średni. Turyści, zgrzytając zębami, kupują euro potrzebne na zagraniczne zimowe wakacje, a sąsiedzi ze Wschodu – dolary oliwiące przygraniczny handel.

Polityka 9.2004 (2441) z dnia 28.02.2004; Komentarze; s. 18
Reklama