Mamo, ty naprawdę mnie chyba kochałaś, dlaczego mamo mnie tutaj oddałaś. Czy już mnie kochać przestałaś?” – napisała pani Zenobia i ten wiersz czytany na wspólnej Wigilii wzruszył dzieci, rodziców, personel i pensjonariuszy zarówno domu dziecka jak i domu opieki społecznej.
Pan Stanisław – z domu opieki społecznej – jest tutejszy, pochodzi z Liskowa. W młodości uciekł brawurowo z socjalizmu na Zachód, zobaczył kawał świata i osiadł wreszcie we Francji. Pracował i dobrze mu się wiodło. Wyswatano mu żonę krajankę. Przyjechała do Francji, zgodzili się i żyli spokojnie. Po jej śmierci przywiózł ją do Liskowa, żeby pochować obok jego matki, tak jak chciała. I w tym Liskowie sam został na starość.
Lubi dzieci z domu dziecka. Własnych nie miał. Ale Izunia na przykład na kolana mu do fotografii nie usiądzie. Boi się męskich kolan i to jest zły lęk jeszcze z domu. Iza tęskni za mamą, ale mama jej nie chce. Jej brat mamę z serca wykreślił. On tęskni za ojcem.
Małe życia, a już pogmatwane, nie mniej boleśnie niż u starszych pensjonariuszy. Na przykład Ania, Andrzej, Stefan i Klara są w domu dziecka w Liskowie, bo „nie spełniały obowiązku szkolnego”.
Dom dziecka we wsi Lisków jest o dziesięć lat młodszy od dwóch mieszkanek w domu opieki społecznej w tej samej wsi – pani Jadzi i pani Zofii. Pani Jadzia pracowała w domu dziecka, wówczas sierocińcu, jako młoda dziewczyna. Tylko ona i parę osób z Liskowa pamiętają księdza Wacława Blizińskiego.
Jak sierociniec przyjechał pociągiem
Sierociniec przybył do Liskowa z Białegostoku, do którego zbliżali się bolszewicy. Na stację kolejową w Opatówku przyjechał pociąg. Z wagonów wysiadło 800 dzieci, personel, służba. Wyniesiono całe wyposażenie i zaczęto ładować na furmanki.