Europejska Partia Ludowa, największa centroprawicowa frakcja PE, zaapelowała do wszystkich ugrupowań tworzących Parlament, aby nie przyjmowały one do siebie eurodeputowanych z nowych państw członkowskich, jeśli byli funkcjonariuszami byłych partii komunistycznych. Projekt rezolucji w tej sprawie frakcja przyjęła pod koniec stycznia na posiedzeniu w Brukseli. Pomysł miał zaproponować członek węgierskiej partii FIDESZ Jozsef Szajer, mający obecnie status obserwatora w Parlamencie. Według EurActiv dekomunizacja już teraz uderzyłaby w trzech eurodeputowanych należących do niemieckiej Partii Demokratycznego Socjalizmu, spadkobierczyni enerdowskiej partii komunistycznej. Do KPZR należał z kolei Estończyk Siim Kallas, kandydat na eurokomisarza. Sprawa odbiła się już szerokim echem na Węgrzech, gdzie przeszłość komunistyczną ma część kierownictwa rządzącej partii socjalistycznej. I właśnie socjalista Gyula Hegyi, węgierski obserwator prac PE, przypomniał, że także politycy zachodni mają jakąś przeszłość – na przykład frankistowską. Trzeba by też zbadać, ilu eurodeputowanych z Zachodu należało do tamtejszych partii komunistycznych i określić, czym się one różniły od kompartii bloku radzieckiego. Lidera europejskich liberałów Grahama Watsona pomysł nie zachwycił: „Parlament Europejski nie jest sądem i nie może się zajmować takimi czynnościami. Obrachunki z przeszłością to sprawa poszczególnych krajów członkowskich”.