W nagrodzonym pięcioma Oscarami filmie „Szeregowiec Ryan” jest taka scena: podczas lądowania aliantów w Normandii potężny wybuch urywa amerykańskiemu żołnierzowi rękę w połowie ramienia; rozpaczliwie jej szuka wśród porozrzucanych szczątków, podnosi z ziemi i ucieka z linii ognia. Czy to się mogło wydarzyć naprawdę? Prof. Marek Kowalczyk nie wątpi, że ta scena jest prawdziwa. W Zakładzie Farmakologii i Toksykologii Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii w Warszawie bada reakcje stresowe na ból, które tłumaczą zachowanie żołnierzy na froncie: – Człowiek w sytuacji ekstremalnej, a taką jest bitwa, w której łatwo zginąć, może przez kilkanaście minut w ogóle nie odczuwać skutków urazu, ponieważ stres związany z wolą życia hamuje wszystkie inne impulsy docierające do jego świadomości.
U wielu ofiar wypadków komunikacyjnych silne emocje również hamują odczuwanie bólu. Na skutek odruchowego skurczu naczyń miejsce zranienia może w ogóle nie krwawić i dopiero po pewnym czasie ofiara zaczyna sobie zdawać sprawę, że ma złamaną nogę lub uszkodzenie innych części ciała.
Z winy napięcia
Przeżycie po urazie zawdzięczamy kortyzolowi – hormonowi wydzielanemu przez korę nadnerczy. Oddziałuje on na układ odporności oraz pobudza wytwarzanie w organizmie naturalnych substancji znieczulających. Impuls do wydzielania kortyzolu kora nadnerczy (zlokalizowana, jak nazwa wskazuje, tuż nad nerką) otrzymała aż z przysadki mózgowej, dokąd wcześniej musiał dotrzeć sygnał z podwzgórza. Ale skąd podwzgórze – schowane dość głęboko wewnątrz struktur mózgu – wie, że organizm stracił rękę? Nastąpiła kilkustopniowa kaskada reakcji, która w odróżnieniu od opisanej przed chwilą nie biegnie z góry na dół, lecz w kierunku odwrotnym.