Kurdowie iraccy zażądali pełnej autonomii w strefie okupacyjnej USA. Usłyszawszy o tym prezydent Syrii Bashar Asad pomknął do stolicy nienawistnej mu Turcji, aby namówić Ankarę do natychmiastowej blokady tego pomysłu. Ankary nie trzeba namawiać. Gdyby nie obecność Amerykanów w Iraku, posłałaby już tam swoje wojska, jak to robiła kilka razy w przeszłości w porozumieniu z Saddamem Husajnem. Ale Husajna już nie ma – został zastąpiony przez administratorów i wojskowych z USA. A Syria ma z nimi jak najgorsze stosunki, natomiast Turcja ma je nie najlepsze. Tymczasem obecny Irak milczy. A co zrobi przyszły?
W północnej strefie mieszka 5 mln irackich Kurdów. Wraz z 15 mln Kurdów tureckich oraz 7 mln irańskich i 3 mln Kurdów syryjskich i zakaukaskich (Armenia, Azerbejdżan) są gwarancją, że świat znów o nich usłyszy. Nie wiadomo, skąd się wzięli, ale uważają, że mieszkali od zawsze w najstarszym i ciągle funkcjonującym mieście świata Niniwie (dziś Mosul). Arabski spis z X w. podaje nazwy 18 plemion, spośród których w dniu dzisiejszym występują dwie. Mówią językiem kermanji. Jest to odmiana staroperskiego, który wymieszany został z elementami turańskimi (z terenów dzisiejszego Kazachstanu, Uzbekistanu i Turkmenistanu). Dialekty ujawniają dodatkowo domieszki ormiańskiego i starokapadockiego. Wyznają islam sunnicki (choć są wśród nich szyici i alawici), ale kobietom okazują większy szacunek niż inni muzułmanie. Część z nich to jazydyci, wyznawcy mieszaniny wyznań staroperskich, chrystianizmu i islamu oraz półpoganie czczący żywych bogów. Często bliżsi są wyglądem, mową i obyczajami tym narodom, wśród których żyją, niż sobie samym.
Na irackiej północy, która jest namiastką autonomii
i istnieje od końca wojny w Zatoce Perskiej (1991 r.), Kurdowie mają dwie stolice: Irbil i Sulejmaniję.