Archiwum Polityki

Groźny wirus K

Nie znam Jana Kulczyka – oczekuję propozycji – dałem takie ogłoszenie, ponieważ śledząc media odnoszę wrażenie, że podstawowym warunkiem zrobienia kariery jest brak znajomości z panem Kulczykiem. Im dalej od Kulczyka – tym większe szanse na awans. Jeżeli Rokita zna Doktora, to może się pożegnać z wymarzonym fotelem premiera. Spotkałem nawet ludzi, którzy zaczęli myć ręce, żeby nie zarazić się wirusem K. Bywają osoby, które same nie chorują, ale są nosicielami choroby, np. spotykamy kogoś, kto przeleciał się samolotem Jana Kulczyka z właścicielem na pokładzie. My o tym nie wiemy, podajemy mu rękę, fotoreporter albo dziennikarka śledcza to zauważy i nie pomoże nawet ABW – z kariery nici. A posady uciekają jedna za drugą: Rada Polityki Pieniężnej – kadencja 6 lat, polski komisarz Unii Europejskiej – mieszkanie z widną kuchnią w Brukseli, Zarząd TVP, ministerstwo Janika, teraz ministerstwo Kulczyka, a człowiek się marnuje i pisze felieton za psi grosz.

Może „oni” podejrzewają, że ja znam kogoś, kto zna Kulczyka, i dlatego mój telefon milczy? Panuje taka czujność jak za KGB – nie wystarczy nie znać samego Jana Kulczyka (jest paru szczęśliwców, którym to się udało...), nie wolno jeszcze znać nikogo, kto o Jana Kulczyka choćby się otarł. W „Gazecie Wyborczej” napisano, że co prawda dyr. Morysiak (przelotny kandydat na ministra skarbu) Kulczyka nie zna, ale otarł się o Agenora Gawrzyała, który jest prezesem Warty, więc Morysiak ma przechlapane. Wobec tego rozszerzam ogłoszenie: NIE ZNAM JANA KULCZYKA, AGENORA GAWRZYAŁA ANI PRZEMYSŁAWA MORYSIAKA. – Może skreślić imiona, to będzie taniej? – zapytała pani w biurze ogłoszeń.

Polityka 6.2004 (2438) z dnia 07.02.2004; en passaent; s. 98
Reklama