Archiwum Polityki

Następni do raju

Pani Madeline uśmiecha się szeroko. Co roku musi znaleźć pięć tysięcy ludzi nadających się do noszenia bajkowych kostiumów. Polska to jedyny środkowoeuropejski kraj na jej trasie. Dziewczyny są tutaj piękne, tradycje tańca wielkie, polska młodzież zna języki i ma w sobie entuzjazm do ciężkiej pracy. I właśnie dlatego bramy raju, jakim jest podparyski Disneyland, otwierają się dziś przed nią szeroko.

To chyba tu, wzdycha Basia, lat trzydzieści, która kilka lat temu skończyła animację kulturalną na pedagogice, a przed godziną ziewając wysiadła z nocnego pociągu, żeby stanąć u bram krainy wiecznej szczęśliwości, ale, niestety, kłębi się tu coraz większy tłum chętnych. Szczęścia chce spróbować każdy, szansa jest, bo kraina akurat zjechała na dwa dni do Warszawy oraz Krakowa i w pięcioosobowym składzie (cztery miłe panie i ciemnoskóry jegomość) właśnie rozpoczyna urzędowanie.

Anię, absolwentkę pedagogiki z Bydgoszczy, interesowałby udział w paradach, ewentualnie stejdższoł. Praca w kostiumach odpada, człowieka nie widać, a ona chciałaby się pokazać, bo na co dzień tańczy w Operze, nie solówki co prawda, ale małpkę w „Kocie w butach” i leśnego ducha w „Królewnie Śnieżce”. – Ale najważniejsze to z grajdoła bydgoskiego się wyrwać – przyznaje.

Kasting zaczyna się rano o dziewiątej, tłum zapisuje się przy stoliku, otrzymuje numery na przylepcu i pisze w skupieniu CV, które uśmiechnięci disnejlendzi uprzejmie zbierają, prosząc w obcych językach o zajmowanie miejsc, gdyż za chwilę nastąpi prezentejszyn z udziałem rzutnika oraz pani Madeline, menedżer talent kasting, i wtedy każdy się dowie wszystkiego.

Arek trochę się giba

Nie wyglądam zbyt staro? – pyta Basia, rozglądając się po uczestnikach faktycznie młodych i atrakcyjnych. Brat uspokaja, że na pewno nie, w ogłoszeniu podano, że poszukują do lat trzydziestu pięciu, mimo to Basia ma złe przeczucia. Chociaż z drugiej strony nic nie musi, jest urządzona, zna francuski, podstawy niemieckiego i rosyjskiego, nawet język migowy, a w Legnicy ma atrakcyjną pracę w firmie, renomowanej zresztą.

Polityka 6.2004 (2438) z dnia 07.02.2004; Na własne oczy; s. 100
Reklama