Archiwum Polityki

Zła pora

Basię Łopieńską widywałem sporadycznie i raczej przypadkowo, długą rozmowę mieliśmy jedną, ale myśl, że Jej już nigdy nawet na mgnienie oka nie zobaczę i że już nigdy nie pogadamy, jest – zwyczajnie – straszna. Nieraz się człowiekowi zdaje, że złośliwość śmierci polega nie tylko na tym, że bez przerwy łazi po ziemi i że bez przerwy kogoś zabiera, ale na tym, że łazi specjalnie wrogimi ścieżkami i że zabiera ludzi pod specjalnie dotkliwym kątem. Pewien legendarny pastor z moich stron znany był ze spektakularnych fraz pogrzebowych, jedna z nich brzmiała: Śmierci okrutna, czemuś ten dom nawiedziła? Czemuś nie poszła do sąsiada? Basi Łopieńskiej podobałaby się fraza: Śmierci ciemna, czemuś Łopieńską z redakcji „Res Publiki” zabrała, czemuś nie poszła do jakiejś innej warszawskiej redakcji? Basi by się to podobało, pewnie byłaby trochę zawstydzona, że o niej mowa, ale chyba by się śmiała albo – jak to ona – raczej markowała śmiech, uśmiechała się raczej, śmiała, a może raczej płakała w duchu.

Długa rozmowa, którą wspominam, miała poniekąd służbowy charakter, ale to akurat nie było przeszkodą, w końcu sławne rozmowy Łopieńskiej dlatego stały się sławne, że nie były służbowe, Łopieńska nie robiła wywiadów – Łopieńska rozmawiała. Przy czym niech nikomu się nie zdaje, że jak rozmawiała, to były to jakieś nieobowiązujące, przeurocze pogwarki przy kawce o wszystkim i o niczym, a nieraz nawet o literaturze i sztuce. Przeciwnie, były to rozmowy o istocie sprawy, rozmowy konsekwentne i dokładne. To, że w nieomylny, a nieraz przy tym dziwny, jakby boczny i dookolny sposób umiała dotykać sedna rzeczy i to że bardzo dbała (też przy autoryzacji) o konstrukcję – to były warunki konieczne i wystarczające – od lat było wiadomo, że jak w jakimś piśmie jest rozmowa Łopieńskiej, będzie to najlepszy i do natychmiastowego przeczytania tekst numeru.

Polityka 5.2004 (2437) z dnia 31.01.2004; Pilch; s. 85
Reklama