Archiwum Polityki

Ben Akiba w Warszawie

W Warszawie nikt nie chce mieszkać. Dlatego taki w niej tłok. Nawet na przejściach dla pieszych przechodnie przepychają się z samochodami. Słyszałem, że pewien nerwowy kierowca zainstalował w swoim autku praktyczne urządzenie wielokrotnego użytku. Ilekroć wpadnie na gapa, który jak głupi przechodzi na zielonym świetle, odzywa się marsz żałobny.

– I to ma być sensacyjna nowość? – wtrąca się przyczajony w każdym z nas Ben Akiba. – Wszystko już było, wystarczy sięgnąć po Kroniki Prusa: kolaski i powozy najeżdżały na warszawiaków, tylko błoto bryzgało i pecyny niedosprzątanego śniegu.
– No, ale chyba przyznasz Beniu – wiele się zmieniło. Warszawa dzisiaj to jak Palm Beach.
– Co do palm, macie jedną na rondzie. A bicz trzyma w prawicy opozycja. Rząd sam się nadstawia.
– Rząd się zreformował. Wicepremier minister Oleksy...
– Wszystko już było. Oleksy także. Teraz wrócą dowcipy o nim, cokolwiek zapomniane: – Dlaczego awansował? – Żeby patrząc na niego wyborcy wiedzieli, że wszystko pójdzie gładko... Albo ten: leśna ścieżynka. Babuleńka zbierająca chrust natyka się na Józefa O. Poprawia niedopasowane okulary i wzdycha: – Ale pan odmłodniał i wychudł, panie Cyrankiewicz!

Trudno dialoguje się z Ben Akibą, powtarzającym jak zacinająca się katarynka, że wszystko już było. Gdy ktoś nawet do sceptycyzmu odnosi się sceptycznie, o czym z nim gadać? W „Gazecie Polskiej” ukazał się wywiad z Elżbietą Radziszewską i szkic biograficzny o niej – została laureatką „GP” za rok 2003. Czytam o łowieckiej pasji posłanki Platformy. Dowiaduję się (po raz któryś), że zwierzątka trzeba selekcjonować: „Lepiej niech robią to myśliwi, humanitarnie”.

Polityka 5.2004 (2437) z dnia 31.01.2004; Groński; s. 87
Reklama