Niedawno Program Pierwszy Telewizji Polskiej pokazał reportaż, którego bohaterem był szalet miejski w Mikołajkach, a dokładniej najważniejszy obecnie sprzęt toaletowy, czyli... kasa fiskalna. Pracownica szaletu z dumą zaprezentowała owo cudeńko techniczne, wyjaśniając, że jeśli klient załatwił „dużą” potrzebę, to ona wciska na kasie klawisz z cyfrą 1, jeśli zrobił tylko siusiu, to wciska klawisz z cyfrą 2, jeśli dodatkowo umył ręce – klawisz 3, itd. Domniemywać należy, że minister finansów III RP ustalił różne stawki podatku VAT dla różnych usług świadczonych przez WC. Być może oddzielna rejestracja, „dużych” i „małych” potrzeb służy jakimś strategicznym dla Polski analizom ekonomicznym. Dysponując wiedzą, ilu obywateli załatwia się w ciągu jednej doby, minister finansów będzie w stanie ustalić, ile oni wcześniej zjedli i wypili. Porównując otrzymane wyniki z deklaracjami sprzedaży z piekarń, masarń, ciastkarń, browarów, itp., analitycy ministerialni bez trudu ustalą, czy producenci żywności nie ukrywają swoich obrotów!
Genialny pomysł „okasowania” miejskich toalet jest także doskonałym sposobem na walkę z bezrobociem. Przecież tysiące bezrobotnych obecnie absolwentów wyższych uczelni znajdzie ciekawą pracę przy obsłudze kas fiskalnych, drugie tyle przy ich produkcji, instalowaniu i naprawach. Pojawia się tylko problem kontroli obywateli w toaletach – jak upilnować, by klienci deklarowali przy kasie rzeczywistą potrzebę, którą załatwili w WC?