Archiwum Polityki

Daleko od nieba

:-)

W roku 1957 w niedużym miasteczku amerykańskim Cathy może uważać się za osobę spełnioną: mąż, dzieci, dobrobyt; miejscowa gazeta przeprowadza z nią wywiad jako z przykładem gospodarności. Gdy jednak odwiedza ona męża w jego firmie, zastaje go w objęciach mężczyzny. Usiłują sobie wyjaśnić, sklecić związek, ale nie udaje się: jest to rozpad. Oraz wstrząs dla Cathy: pomocą staje się dla niej życzliwość i, więcej, ciepło, jakie okazuje jej sąsiad – ale jest to Murzyn i byle jaka rozmowa z nim już wywołuje komentarze. Jaka może być intencja filmu: czy miała to być krytyka obyczajów sprzed pół wieku z perspektywy dzisiejszej, gdy podobne problemy nie grożą aż takim nieszczęściem? Bynajmniej. Mamy tu rekonstrukcję losów Cathy, tak jak mogła je wówczas przeżywać ona, jej rodzina, jej otoczenie. Dramat Cathy jest autentycznym dramatem, co jednak dzisiaj, gdy już tak dużo wolno, wciąż nie musiałoby nas przejąć, gdyby nie Julianne Moore. Krytycy zarzucają jej brak wdzięku i humoru. Jednak w „Daleko od nieba” w reż. Todda Haynesa nie odczułem tych niedostatków – Moore jest wzruszająca w każdej minucie. Osiągnięcie tym trudniejsze, że tyczy postaci przeciętnej i wydarzeń zwykłych: jednak dzięki Moore cierpienie Cathy staje się przeżyciem uniwersalnym, ważnym zarówno pół wieku temu jak obecnie, zaś „Daleko od nieba” okazuje się najwybitniejszym melodramatem sezonu.

Z.K.

:-) świetne
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe
Polityka 39.2003 (2420) z dnia 27.09.2003; Kultura; s. 58
Reklama