Archiwum Polityki

Trio z Belleville

:-)

Czy należy podać treść tego filmu? Spróbujmy. Babcia Souza ma psa Bruno, którego ulubionym zajęciem jest szczekanie z okna, gdy po torze obok przejeżdża pociąg, oraz wnuka, który odzywa się tylko dwa razy, na początku i na końcu filmu, ale jest nadzieją sportu kolarskiego i być może wygra Tour de France. W tym celu babcia masuje jego nogi za pomocą kosiarki do strzyżenia trawy (tak jest), ale zostaje on porwany przez gangsterów, którzy wywożą go za ocean i robią z niego wyścigowca na taśmie mechanicznej w domu gry. Jednak babcia, z pomocą muzycznego Tria z Belleville, po wściekłej pogoni i rozprawie z kidnaperami odzyskuje wnuka. Dlaczego wahałem się opowiedzieć tę akcję? Bowiem nie daje ona pojęcia o filmie, który jest animacją, której każdy obraz jest popisem fantazji, humoru i poezji. Na początku babcia, jej kolarz i jej pies oglądają w TV film z gwiazdami: jazzman Django Reinhardt gra na gitarze, ale nogą, Fred Astaire tańczy, ale obcasy jego bucików mają zęby i rozglądają się, co by zjeść, zaś Trio z Belleville uprawia muzykę trzaskając drzwiami lodówki, dmuchając w odkurzacz i łopocząc gazetą. Jest to nowość w gatunku, w którym dominuje styl disneyowski baśniowo-karmelkowy i japoński orientalnie dekoracyjny; autor „Tria z Belleville” Sylvain Chomet pracował nad filmem pięć lat. Wytyka się animacji, że niepotrzebnie imituje postaci, które mogliby wykonać aktorzy. Zarzut niepasujący do „Tria” ze względu na styl filmu oraz na intencję rzadką w tym gatunku: pierwsza część jest satyrą na francuską manię kolarską, druga stanowi parodię hollywoodzkiej sensacji. Ambitna animacja europejska, pozycja obowiązkowa dla amatorów, i nie tylko dla nich.

Polityka 39.2003 (2420) z dnia 27.09.2003; Kultura; s. 59
Reklama