Archiwum Polityki

Stan terminalny

Sejmowa Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych zwróciła się do premiera o jak najszybsze uruchomienie terminalu odpraw celnych w Koroszczynie. Jeżeli stwierdzone zostaną nadużycia przy budowie (kontrola NIK jeszcze się nie zakończyła), sprawą winien zajmować się prokurator. Nie ma to jednak nic wspólnego z koniecznością otwarcia terminalu.

Dotychczas prezes GUC Janusz Paczocha, a za nim premier, obaj wicepremierzy i w ogóle prawie wszyscy rządowi uczestnicy sporu twierdzili, że do Koroszczyna absolutnie nie mogą wejść razem służby celne i graniczne. Najnowocześniejszy terminal, który miał nas wprowadzić w XXI w., zbudowany w dodatku ze znaczącym udziałem budżetowych pieniędzy, stwarza według prezesa Paczochy takie zagrożenie korupcją, skutkiem przemieszania części państwowej (celnicy, straż graniczna) z komercyjną (agencje celne), że on jako osoba odpowiedzialna za 28 proc. wpływów do budżetu państwa absolutnie nie może się zgodzić na wpuszczenie tam celników. Zdaniem prezesa Koroszczyn należałoby sprzedać na cele komercyjne lub na przykład utworzyć na jego terenie strefę wolnocłową.

Odprawy celne trzeba więc nadal prowadzić na przejściu w Kukurykach, gdzie wedle opinii tego samego GUC (z dnia 21 sierpnia 1998) "występują bardzo trudne warunki pracy służb celnych. Brak jest zadaszeń nad większością pasów odpraw, nie ma kanału, brak parkingu dla samochodów ciężarowych, rampy do rozładunku, magazynu celnego, sprzętu do dokonywania odpraw celnych". Nie trzeba oczywiście dodawać, że zadaszenia, kanały, parkingi i wiele jeszcze innych rzeczy jest w Koroszczynie.

Owa dysproporcja między warunkami na przejściu w Kukurykach, zwanym potocznie zieloną granicą, a terminalem zaniepokoiła posłów, którzy chcieli jakoś przerwać ów przedziwny pat. Posłowie zaś postanowili dociec, o co w tej skandalicznej sprawie tak naprawdę chodzi, bowiem na zdrowy rozum jest ona nie do pojęcia. Od lat trwały bowiem międzyresortowe uzgodnienia, sprawą zajmowało się kilka rządów (od 1993 r., a więc jeszcze od Hanny Suchockiej), renegocjowano niekorzystną dla Skarbu Państwa umowę z konsorcjum (składającym się ze spółek giełdowych) prowadzącym budowę, kwestią ewentualnych nadużyć zainteresowano prokuraturę, spełniano kolejne życzenia Głównego Urzędu Ceł, w tym także obecnego prezesa, wyrażano wolę spełniania dalszych życzeń, a prezes Paczocha mówił twardo swoje: nie pozwalam.

Polityka 3.1999 (2176) z dnia 16.01.1999; Wydarzenia; s. 17
Reklama