Wyjaśniają się niektóre nieporozumienia narosłe wokół osoby posła Kłopotka z PSL. Niestety, w ich miejsce pojawiają się inne.
Jak wiadomo, Julia Pitera z PO zarzuciła osobie posła nadużywanie mandatu poprzez występowanie w prywatnym interesie pewnego bydgoskiego biznesmena. W odpowiedzi Kłopotek oświadczył w Radiu Zet, że Julia Pitera „to chora kobieta”, nie przedstawił jednak żadnych dokumentów na ten temat.
Co ciekawe, media ujawniły, że kilka godzin później poseł Kłopotek w ogóle nie chciał uwierzyć w to, że w Radiu Zet nazwał Julię Piterę chorą kobietą. Twierdził, że to głos kogoś innego, chociaż nie bardzo potrafił po głosie rozpoznać sprawcę. „Nawet dziennikarze mieli wątpliwości, że to ja mówiłem. Myśleli, że to mój brat. Ale ja już rozmawiałem z bratem i okazuje się, że to jednak ja wypowiedziałem te słowa” – przyznał Kłopotek w rozmowie z reporterką „Dziennika”.
Nie oszukujmy się, sytuacja, w której za posła Kłopotka publicznie wypowiada się jakiś głos, w dodatku nienależący do niego, byłaby sytuacją niezwykle trudną. Nie tylko dla posła, ale i dla Radia Zet, które musiałoby wyjaśnić, jak ludzki głos udający głos posła Kłopotka przedostał się na antenę i to w taki sposób, że poseł był pewien, że to on tym głosem mówi. Dopiero po wyjściu zorientował się, że jego głos nie należał do niego, dlatego nic dziwnego, że spytał brata, czy to przypadkiem nie był jego głos, ale okazało się, że niestety, nie.
Wiadomość, że to sam Kłopotek osobiście mówił w radiu swoim głosem, musiała być dla niego dramatem. Dlatego miło, że mimo to niezwłocznie minister Piterę przeprosił. Na dowód, że jego intencje są szczere, sam także poprosił panią minister o przeproszenie, koniecznie z trybuny sejmowej.