Czy uprawia pani kino kobiece?
Nie wiem, co to znaczy kino kobiece. I nawet nie chcę wiedzieć, choć często jestem o to pytana. Odpowiadam, że jeśli Eskimos robi film, to niewątpliwie jest w nim coś eskimoskiego, podobnie w filmie kobiety jest jakaś kobieca wrażliwość, ale to wcale nie jest takie istotne. Po prostu jestem reżyserem.
Zapewne bywa jednak pani zapraszana na liczne festiwale filmów kobiecych.
Tak, dwa razy miałam przyjemność skorzystać z zaproszenia. Pojechałam do Francji razem z moją asystentką, co gospodarzy ośmieliło do zadania pytania, czy ona jest moją żoną. Jak się okazało, same lesbijki się zjechały. Wyjechałam jak najprędzej. Natomiast w Stanach Zjednoczonych, w Seattle, był normalny festiwal, tyle że pokazywano tam wyłącznie filmy zrobione przez kobiety albo o kobietach. Nikt mnie nie pytał o preferencje seksualne.
Dzwonią do pani z pism kobiecych, zadając podchwytliwe pytania?
Czasami. Kiedyś zadzwoniła dziennikarka przed północą, pytając, co ja sądzę o przemocy. Gdyby była bliżej mnie, mogłaby się przekonać dotkliwie, co ja o tym myślę.
Pani droga do reżyserii była trochę skomplikowana. Wiem, że ma pani w życiorysie "epizod moskiewski".
Chciałam zdawać na reżyserię, ale strasznie bałam się łódzkiej szkoły filmowej, drżałam ze strachu, ilekroć przechodziłam ulicą Targową. Zaczęłam więc studiować kulturoznawstwo, a potem pojawiła się możliwość wyjazdu na reżyserię do Moskwy, więc chętnie skorzystałam.
Chciała pani tam studiować, był to świadomy wybór, czy po prostu skorzystała pani z okazji?
Zawsze podobały mi się rosyjskie filmy, nie cała kinematografia oczywiście, zwłaszcza rzeczy wyraźnie służące propagandzie, ale proste opowieści o zwykłych ludziach.