Archiwum Polityki

Jajem i sprayem

Oblanie cuchnącą cieczą płaszcza posła AWS - Michała Kamińskiego, udającego się do Londynu na przyjacielskie spotkanie z generałem Pinochetem, wzbudziło nadzwyczaj wiele kontrowersji. Incydent na warszawskim lotnisku to jednak nie tylko problem zupełnie podobno zniszczonego przez ideowych przeciwników okrycia parlamentarzysty ZChN. Znowu bowiem, przy tej okazji, bardzo aktualne stało się pytanie, gdzie leży granica pomiędzy politycznym happeningiem a brutalnym chamstwem. Co jest jeszcze honorowe, a co już jedynie niesmaczne i żenujące?

Bartłomiej Morzycki, lider młodzieżówki Unii Pracy, który uczestniczył w zajściu na Okęciu, przyznaje, że nie jest z potraktowania Kamińskiego specjalnie dumny: - Ale zdarzają się takie momenty, że po prostu nie można nie zareagować, to było ponad nasze siły puścić płazem pomysł duchowego wsparcia Pinocheta - mówi Morzycki. - Gdybyśmy tylko wydali oświadczenie, to zainteresowałoby się tym najwyżej dwóch dziennikarzy, a na lotnisku było pięć ekip telewizyjnych. Nie zamierzam jednak kontynuować takich akcji. To była naprawdę wyjątkowa sprawa. Poza tym nie chcemy kolejnych wojen z prawicowymi organizacjami. Powiedzmy też szczerze, że to takie organizacje jak Liga Republikańska wyznaczyły standardy politycznych akcji bezpośrednich.

Między okrzykiem a kopniakiem

A co sądzi dzisiaj o podobnych działaniach Mariusz Kamiński, szef inkryminowanej Ligi Republikańskiej, która rzeczywiście ma na swoim koncie przedsięwzięcia nie ustępujące temu, jakie zorganizowali młodzieżowcy z PPS i Unii Pracy? - Każdy przypadek jest inny. Dla mnie granicą jest jednak przemoc fizyczna. Wtedy kończy się happening, a zaczyna zwyczajne chuligaństwo. W tym konkretnym przypadku granica ta przebiegałaby między okrzykami czy użyciem cuchnącego sprayu a na przykład kopnięciem czy żrącym płynem. Trzeba jednak jasno stwierdzić, że demokracja ma szerokie pole ekspresji. Jeśli podejmuje się działania kontrowersyjne, trzeba się liczyć z kontrowersyjnymi reakcjami. Dlatego na miejscu Michała nie traktowałbym tej sprawy z taką śmiertelną powagą. Trzeba zachować trochę humoru i zdrowego rozsądku.

Piotr Ikonowicz, szef PPS, jednego z ugrupowań organizujących akcję spryskiwania prawicowego posła, twierdzi, że jest przeciwnikiem napaści fizycznych o podłożu ideologicznym: - Ale to, co zrobili ci chłopcy na lotnisku, to był przejaw krańcowego oburzenia moralnego.

Polityka 5.1999 (2178) z dnia 30.01.1999; Społeczeństwo; s. 80
Reklama