Archiwum Polityki

Głęboki woreczek

Jeżdżąc po świecie często spotykam wyznawców różnych religii i zazwyczaj po chwili rozmowy pojawia się jakiś motyw, który pozwala mi wyczuć, z jaką wiarą mam właśnie do czynienia. Trudno pomylić muzułmanina z hinduistą. Łatwiej hinduistę z buddystą. Chrześcijan czy judaistów rozpoznajemy najłatwiej, jako że w Europie znamy ich najlepiej. Uderzające jest wszakże to, że we wszystkich religiach świata odróżniają się wyraźnie wyznawcy głównego strumienia i ci, którzy należą do małych ugrupowań, nazywamy po prostu sektami.

Trudno orzec, czy charakterystyczną cechą sekty jest to, że musi być niewielka, jako że są tereny, gdzie sekta dominuje i zajmuje obszar tak pokaźny, jak na przykład stan Utah w Stanach Zjednoczonych. Niewielkość, o którą mi chodzi, wyraża się w pewnym zawężeniu. Wielkie religie płyną bardzo szeroko, mają w sobie wiele odmian i odcieni. To, co łączy wyznawców, wydaje się zawsze leżeć głęboko. Odmienność jest na powierzchni. Ale w istocie chodzi o coś ważniejszego.

W sekcie natomiast rzecz wygląda inaczej: to, co na powierzchni, wyczerpuje zazwyczaj całą treść czyichś przekonań czy wiary, stąd sekciarze emanują zwykle przekonaniem, że posiedli ostateczną wiedzę i że posiedli ją do końca, w przeciwieństwie do reszty świata, która pogrążyła się w błędzie.

Dalsze rozważania o sekciarstwie pozostawię socjologom religii, choć zanim porzucę ten temat, pozwolę sobie jeszcze na uwagę, że w obrębie wielkich religii też czasem pojawia się postawa przypominająca sekciarzy, a więc to usilne przekonanie, że się posiadło całą prawdę, że wszyscy inni, nawet współwyznawcy, są w błędzie, co więcej, oznaką tej prawdy jest zwykle jakiś objaw zewnętrzny, pogląd na jakąś doraźną sprawę, stosunek do jakiegoś zagadnienia czy nawet do jakichś ludzi.

Polityka 5.1999 (2178) z dnia 30.01.1999; Zanussi; s. 89
Reklama