Gdyby numer przygotowywały do druku Barbara Pietkiewicz, Ewa Nowakowska albo Jagienka Wilczak, nigdy by do tego skandalu nie doszło. Kobiety bowiem rozumieją, co to jest miłość. Miłość jest zaś - panie redaktorze odpowiedzialny - procesem dynamicznym. Kocha się mniej, bardziej, jeszcze bardziej, zmysłowo, romantycznie, pragmatycznie, do utraty tchu, do zapalenia wyrostka robaczkowego, ślepo, krótkowzrocznie lub dalekowzrocznie (z całą gamą dioptrii pomiędzy) etc. A to wszystko wciąż się miesza, przemacerowuje i ewoluuje niczym - za przeproszeniem - kolacja w przewodzie pokarmowym. A kolacje też mogą być różne, o czym powinna już wiedzieć prowadząca dział kulinarny męska część zespołu. Eppur si muove - jak mawiał Galileo Galilei patrząc na ten świat. Tak, panie redaktorze - nawet pozbawiony duszy i mowy głupi stan wody pod Zawichostem zmienia się z dnia na dzień. Cóż dopiero ludzkie uczucia.
Jest więc chyba oczywiste, że obcując z czytelnikami od wielu już lat i pisząc o Basi, zobowiązany się czuję do zdania im okresowego raportu z aktualnej sytuacji w dziedzinie naszych związków sentymentalnych. Stwierdzenie, iż "wielokrotnie o tym już pisałem", jest więc upraszczające, czy wręcz błędne, zakłada bowiem immobilizm natury, a dodatkowo myli istotę rzeczy z jej formą. Zaznaczę więc tylko, że kocham Basię jeszcze bardziej niż cztery numery temu. Nie napiszę jednak, dlaczego tak się dzieje i co się w międzyczasie przydarzyło. Nie, to nie!
Nie mogę natomiast przejść do porządku dziennego nad drugą częścią enuncjacji redaktora odpowiedzialnego, z której wynika jednoznacznie, że pisałem już wielokrotnie o tym, że kocham "i inne osoby". Otóż na liście, którą pomieściłem (była ona oczywiście o!