Archiwum Polityki

Jak się buja emeryta

Sugestywne reklamy powszechnych towarzystw emerytalnych oraz wszędobylscy akwizytorzy przekonują nas, że reforma ubezpieczeń społecznych rzeczywiście zaczęła się. Ma ona, jak utrzymują jej autorzy, zmienić zły stan rzeczy. Jak zły? Proponujemy swego rodzaju protokół zdawczo-odbiorczy polskich emerytur. Co czwarty Polak jest emerytem lub rencistą. Armia ludzi, która zakończyła swą aktywność zawodową, sięga już 10 mln, zaś pracujących (poza rolnictwem) GUS ocenia na 11 mln 700 tys. A ponieważ świadczenia wypłacane są z bieżących składek na ZUS, oznacza to, że prawie każdy pracujący ma - oprócz własnej rodziny - na utrzymaniu jednego emeryta. W tej sytuacji zadowolony nie może być nikt. W najmarniejszej kondycji wydają się być jednak ludzie starzy. Opowieści starego portfela układają się w długą historię bujania emerytów.

Rzeczywisty wiek przechodzenia na emeryturę jest niższy, niż wynika to z przepisów. Mężczyźni kończą pracę nie po ukończeniu 65, lecz średnio 58 roku życia. Emerytki są jeszcze młodsze, kobiety stają się nimi w 54 roku życia. Świeżo upieczeni renciści są natomiast młodsi od rencistek. Średni wiek panów uzyskujących orzeczenie o niezdolności do pracy wynosi 49 lat, pań 50.

A ponieważ rencistów mamy tak dużo jak nigdzie na świecie, znakomicie odmładzają oni cały emerycki stan. Mimo jednak, że ludzie ci są coraz młodsi i mają przed sobą coraz dłuższe życie - mężczyźni w Polsce dożywają przeciętnie 69 lat, kobiety 77 - nie są z niego zwykle zadowoleni. Towarzyszy im bowiem najwyższe poczucie socjalnego zagrożenia. Statystyka nie pomoże tego stanu uzasadnić. Emeryci byli grupą społeczną przez ostatnie kilkanaście lat najbardziej chronioną przed materialną degradacją, o wiele bardziej niż dzieci. Tak bardzo, że w latach 1989-91 emerytury rosły szybciej niż płace, czego przykładu też darmo by szukać na świecie.

Potoczna opinia wyraża przekonanie, że emeryci tęsknią do ogromnego parasola opiekuńczego, który roztoczył nad społeczeństwem socjalizm, a którego w gospodarce rynkowej nie sposób już utrzymać. Jest to jednak tylko część prawdy, która - jak zwykle - jest o wiele bardziej skomplikowana. Otóż - socjalizm nie był wcale taki hojny, jak się dzisiaj niektórym wydaje.

Aleksandra Wiktorow, wiceminister pracy w rządzie Jana K. Bieleckiego, Jana Olszewskiego i Hanny Suchockiej, przypomina, że przez kilkadziesiąt lat PRL ludzie pracowali ciężko i długo. Jeszcze przed 1978 r. średni wiek kobiety przechodzącej na emeryturę wynosił 61 lat, a mężczyzny ponad 64 lata. Górnicy kończyli pracę pod ziemią w wieku 57 lat, co dziś wydaje się niepodobieństwem. Niskie były płace, ale głodowe były też emerytury i renty.

Polityka 10.1999 (2183) z dnia 06.03.1999; Raport; s. 3
Reklama