Scenka z przeszłości. Mężczyźni w drelichach (na plecach duże litery ZK) układają tory kolejowe. Dyskretnie czuwa strażnik z karabinem, a w pobliżu stoi tłumek gapiów. Matka mówi do dziecka: - Widzisz synku, jak ukradniesz, to też będziesz musiał tak pracować.
Zmieniło się, przeminął etos robotnika-kryminalisty. Nie ma już ludzi na torach. Więźniowie nie kopią rowów przy drogach, nie układają chodników. Zapomniano o obozach pracy, którymi straszono tzw. niebieskie ptaki i urodzonych w niedzielę. Pozostały już tylko pomniki zbudowane rękoma skazanych: gmach Polskiego Radia przy ul. Malczewskiego w Warszawie i pobliskie osiedle dla pracowników ówczesnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, bieszczadzka obwodnica, linie energetyczne na mazurskich przestrzeniach.
- Kiedyś większość skazanych pracowała poza murami zakładów karnych - mówi naczelnik wydziału zatrudnienia Centralnego Zarządu Służby Więziennej Andrzej Burakowski. - Ale dopadło nas bezrobocie.
Firmy wolnościowe zrezygnowały z zatrudniania więźniów. Nie opłaca się ich robota w budownictwie, rolnictwie, na drogach. Przedsiębiorcy mówią już innym językiem: rachunek ekonomiczny, zysk, efektywność. Słowo "więzień" z tego języka wypadło. - Do wszystkich większych przedsiębiorstw w mieście wysyłamy apele o zatrudnianie naszych podopiecznych - mówi dyrektor Zakładu Karnego nr 1 w Łodzi Konrad Bolimowski.
- Ale odpowiedzi brak.
Człowiek siedzi, a dług rośnie
Zakład Karny w B. dla długoterminowych wyrokowców. W kantynie można dostrzec podział kastowy według stanu posiadania: kto kupuje, za ile i jak często. Wychowawca zaobserwował: - Elitę finansową tworzą gangsterzy.