Archiwum Polityki

Czerwone tango

Błąd tkwił już w założeniach. Filip Bajon nonszalancko uznał, że „Tango” Mrożka (obchodzące właśnie czterdzieste urodziny) nazbyt się już zestarzało i – przygotowując inscenizację w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego w Katowicach – postanowił je uwspółcześnić. W fabule starej komedii dostrzegł szansę na metaforyczny obraz stanu wojennego. Stomil stał się artystą-dysydentem wznoszącym hasło: „Nie ma wolności bez nowoczesności”, wuj Eugeniusz – eksludowym wojskowym z radością nakładającym mundurową czapkę, Artur – ideologiem nowego porządku w skórzanej kurteczce, a Edek? Edek nieoczekiwanie pozostał w lokajskiej liberii. To jedna z niezliczonych niekonsekwencji tego spektaklu, w którym reżyser przemocą dopasowywał poszczególne sceny do swej koncepcji, nie zauważając, że przeczą sobie wzajemnie. Co więcej, całą systemową myśl Mrożka o wolności i konwencjach, o ideałach i nagiej sile zepchnął w cień, skupiając się jedynie na „historycznej” metaforze – naciąganej, nielogicznej, a miejscami zwyczajnie fałszywej. Nie potrafił zapanować nad rytmem teatralnego spektaklu, gry (źle) dobranych poprzez casting aktorów nie spaja żadna wspólna estetyka, akcja dłuży się w nieskończoność. Na koniec wywieszono pamiętny plakat z 4 czerwca 1989 z Garym Cooperem i wyszło na to, że komunista tańczy z chamem na powitanie wolności – do końca już bez sensu.

Agnieszka Celeda

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 11.2004 (2443) z dnia 13.03.2004; Kultura; s. 58
Reklama