Archiwum Polityki

Staszek Musiał

Iwaszkiewicz mawiał, że z mów nad grobami mógłby osobną książkę złożyć, to jest jakoś zrozumiałe, żył długo, znał wielu... Ale co zrobić ma ktoś, kto całe życie w wąskim obraca się kręgu, poczucie głębokiej starości ma relatywnie nikłe i nagle zauważa, że nekrologi przychodzi mu pisać tydzień po tygodniu? Co do jasnej cholery jest – Panie Boże – z tym umieraniem? A ja co? Ja mam za sprawą Twoich niedocieczonych wyborów jedynym w dziejach felietonistą żałobnikiem zostać? Bóg Ci Panie Boże zapłać za takie wyróżnienia. Weź Ty się opamiętaj. Teraz zabrałeś Staszka Musiała, wielką przez to wyrządziłeś krzywdę Polsce.

Miało być inaczej, nie tak się z nami umawiałeś.

Staszek Musiał ciepło się ubierał. Za ciepło. Przeważnie miał, nieraz nawet na sutannę, narzucony masywny sweter, spod koloratki też mu niekiedy wyzierały rozmaite termiczne warstwy, wiecznie zimno mu było. Darujcie prostotę tego przełożenia, ale nie mogę nie napisać: Staszek uważnie przyglądał się Polsce, specjalnie uważnie przyglądał się polskiemu katolicyzmowi i robiło mu się zimno, i dostawał dreszczy, i trząsł się cały. Na ten rodzaj dygotu nie pomagają najcieplejsze przyodziewki. Pomaga pióro, a pióro miał ten ksiądz niepojęcie sprawne, ostre i dokładne. Nieraz, jak czytałem jego teksty i uwiedziony ich logiką, precyzją, swobodą, szyderczym niekiedy dystansem i zawsze nieubłaganą prawdą, broniłem się przed całkowitym uwiedzeniem tezą, że Staszek pisze z prawdziwie jezuicką zabójczością. Co nie dziwota – był jezuitą. Był jezuitą w największym i doszczętnie dziś nie tyle zapomnianym, co zwyczajnie już nieistniejącym słowa tego znaczeniu.

Powiedzieć: Stanisław Musiał był uczulony na antysemityzm, na wszelkie postacie polskiego antysemityzmu, to nic nie powiedzieć. On miał specjalne w tej mierze powołanie, ściśle Boską nominację, Pan Bóg osobiście mianował go Biczem Bożym na antysemitów.

Polityka 11.2004 (2443) z dnia 13.03.2004; Społeczeństwo; s. 93
Reklama