Archiwum Polityki

Samorząd tnie, rząd dokłada

Burmistrz Obrzycka w Wielkopolsce Andrzej Grzeszczyk, mimo że za swoją pracę chciałby otrzymywać 2500 zł, musi zarabiać 5680 zł. W 3,5-milionowym budżecie gminy niższa pensja burmistrza oznaczała aż 50 tys. zł rocznie oszczędności. Ale ich być nie może, bo minimalne i maksymalne stawki wynagrodzenia (zależne od liczby mieszkańców) dla zarządów samorządów odgórnie ustala rząd. Wójtowie, burmistrzowie i starostowie w najmniejszych miastach i powiatach muszą zarabiać 3300–4430 zł plus 1030–1490 zł dodatku funkcyjnego, a w największych – 3910–5050 zł wynagrodzenia plus 1340–1860 zł dodatku. Samorządowcy szukają oszczędności, gdzie mogą, ale nie wolno im szukać we własnych kieszeniach.

Gdy na początku kadencji burmistrz Obrzycka zaproponował dla siebie niższą pensję, także radni swoje diety obniżyli do symbolicznej złotówki. – Zdawałem sobie sprawę, jak trudna jest sytuacja w gminie, a radni poczuli się zobowiązani moim zachowaniem – mówi burmistrz. Radnym prawo ogranicza wyłącznie górne limity diet (obecnie nie więcej niż 2477 zł miesięcznie). Jednozłotówkowe diety pobierali też radni w Świdwinie w Zachodniopomorskiem (teraz ok. 200 zł), a burmistrzowi Józefowi Pietraszkowi początkowo ustalili pensję w wysokości 1,6 tys. zł. Niedawno w związku z rządowym rozporządzeniem pensję burmistrza trzeba było podnieść do 6400 zł brutto.

Polityka 13.2004 (2445) z dnia 27.03.2004; Ludzie i wydarzenia; s. 14
Reklama