Archiwum Polityki

Ogród Kubiaka

O powstaniu rzymskich niewolników pisał Tadeusz Zieliński: „Co zaś do wojny roku 73–71, to przy całej sympatii dla Spartakusa – nie powinniśmy żałować, że nie on zwyciężył, ale wytrzymałość i organizacja Rzymu. (...) Gdyby Spartakusowcy zwyciężyli – to utopiliby całą kulturę w morzu krwi i zamiast rzymskiej praworządności stworzyliby nowy chaos, z którego ludzkość musiałaby tymi samymi drogami powoli i mozolnie wydostawać się na światło, aby może za tysiąc lat znowu się znaleźć tam, gdzie stała wówczas. Nie od razu wyleczyła się Italia z okropności spartakowszczyzny...”. Nie wierzmy ani przez chwilę w „całą sympatię” Zielińskiego do Spartakusa. Tylko „okropność” jest tu szczera. Spartakus musiał być dla niego grozą i mrokiem z tego najprostszego powodu, że Rzym był światłem.

Ciocia Zosia uczyła łaciny w liceach w Tłuszczu i Wołominie. Łacinnica – to już samo w sobie brzmiało staroświecko, a ciocia była do tego rzeczywiście staroświecka, mała, szara i zagubiona w świecie. Tak myślałem do czasu, kiedy przygotowywałem się z nią do międzyszkolnej olimpiady łacińskiej. Wojny samnickie! Nagle oko cioci rozbłyskało. Do senatu przybywa prosić o pokój i oszczędzenie miasta wysłannik Privernum, które stawiło Rzymianom zaciekły opór i ma być w odwecie zburzone. „– To niby jakiego losu oczekujecie? – pyta ironicznie jeden z senatorów. – Takiego, na jaki zasługują ludzie, którzy walczyli o wolność – odpowiada dumny Samnita. – A jeśli zawrzemy z wami pokój, to go dotrzymacie? – To zależy, jeśli będzie sprawiedliwy, dotrzymamy wiernie, jeśli krzywdzący, zerwiemy przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Polityka 13.2004 (2445) z dnia 27.03.2004; Stomma; s. 114
Reklama