Pan Staszek Stryjewski, zwany furiatem, zażądał, by przed wejściem do jeleniogórskiego Związku Niewidomych zainstalować głośnik, który co kilka sekund nadawałby sygnał dźwiękowy: serdecznie zapraszamy. Doprowadzałby on niejako za uszy pod wielkie drzwi Zarządu.
– Poruszamy się po mieście jak kule bilardowe – mawiają niewidomi. – Przed dotarciem do celu boleśnie się obijamy.
Pracownice w biurze związkowym, gdzie pan Staszek domagał się pieniędzy na montaż urządzenia, projekt wkrótce nazwały papugą, a pana Staszka bardzo znielubiły. W lipcu 2003 r. do sądu koleżeńskiego w Warszawie wysłały wniosek o wykluczenie namolnego związkowca z szeregów organizacji niewidomych.
Prezes koła Teresa Zasada-Tokarska: – Chce być traktowany w sposób, nie wiadomo czemu, szczególny. Zainicjował comiesięczne wywrotowe obrady w naszej świetlicy. Służą głównie do wygłaszania monologów o osobistych problemach. Pojawia się na nich łącznie od 2 do 4 osób. Chcą rozbić PZN.
Pan Staszek stuka białą laską w podłogę: – Związek jest bezużyteczny, archaiczny i bezradny.
Związek szczątkowy
Polski Związek Niewidomych istnieje od 1946 r. Zrzesza 80 tys. osób. Pierwsze lata działalności to czas aktywnej pionierki. Budowa drukarni brajlowskiej (brajl – dotykowe pismo niewidomych, które składa się z 63 wypukłych znaków) – premierowy numer gazety dla niewidomych „Pochodnia” ukazuje się w 1948 r. Trzynaście lat później skok w epokę książek na taśmach magnetofonowych. W całym kraju otwierane są tzw. biblioteki książki mówionej. Przy nich lokalne koła PZN. Kto się zapisze, ma legitymację (uprawnia m.in. do bezpłatnych przejazdów), na ręku radziecki zegarek Rakieta z otwieraną szybką, pod którą wielkie wskazówki są do dotykania.