Jerzy Baczyński, Jacek Żakowski: Co czuje mężczyzna Miller, kiedy kończy?
Premier Leszek Miller: Ulgę.
I...?
I... satysfakcję, że na przykład żona zaczyna się uśmiechać.
A żal, że to już koniec?
...raczej, że mogło być lepiej.
Smutek?
Nie.
Rozczarowanie?
Nie obrażam się na rzeczywistość.
A na ludzi?
Każdy miał swoją rolę do odegrania i każdy ją jakoś odegrał.
No to z czego ma satysfakcję kończący premier Miller?
Z pozycji międzynarodowej. Ze wzrostu gospodarczego. Z Unii Europejskiej.
A czym jest rozczarowany?
Tym, że to się nie przekłada na sytuację polityczną w Polsce. Nawet Unia, która przecież jest realizacją wielkiego marzenia Polaków, w odczuciu ludzi nie ma wpływu na ich sytuację i ich stosunek do rządu. To samo ze wzrostem, który jest nieodczuwalny w domowych budżetach i w ludzkich emocjach.
I przez tę nieodczuwalność Miller musi odejść?
Tak, bo w Polsce polityka jest oparta na bieżących emocjach, a SLD jest dodatkowo obciążony piętnem nieuczciwości.
Czyli Miller jest obciążony tym piętnem?
Kapitan na statku odpowiada za wszystko, szef partii odpowiada za wszystko i szef rządu też odpowiada za wszystko. Dla SLD największym problemem były kwestie moralne. Widzi się nas przez pryzmat afer.
A pana zdaniem to jest problem realny czy wyolbrzymiony?
Polacy są gotowi wiele wybaczyć, ale kiedy raz nabiorą przekonania, że jakaś formacja jest toczona rakiem nieuczciwości, bardzo trudno to zmienić.
Pan tę sytuację rysuje z lotu szybującego ptaka. A jak to wygląda z lotu spadającego Millera? Musiało tak być?