Archiwum Polityki

Twardzi faceci, miód i poezja

Politycy też potrzebują odtrutki na politykę. Piszą wiersze, hodują pszczoły, biegają w maratonach, uprawiają judo i ogrody, haftują, zbierają kamienie, latają na motolotni, żeglują. To drugie życie często więcej o nich mówi niż wystąpienia z sejmowej trybuny.

Wśród polityków panuje moda na zajęcia dodatkowe. Partyjny działacz bez „cywilnej” pasji wygląda na smutnego ambicjonera, dla którego władza jest całym sensem życia. Ciekawe „drugie życie” może podpierać karierę od ludzkiej strony; można pochwalić się przed wyborcami, zyskiwać popularność we własnym gronie, zasłużyć na opinię barwnej postaci. Uprawiane hobby jest przedłużeniem żmudnie kreowanego wizerunku.

Najczęściej twardzi faceci uprawiają męskie dyscypliny sportu: Wiesław Kaczmarek (SLD) nurkuje, żegluje, surfuje, ujarzmia wodę; Donald Tusk gra w piłkę nożną na prawym skrzydle, a intelektualista Marek Borowski, zapalony brydżysta, znów postawił wszystko na jedną kartę. Ryszard Kalisz (SLD) – jak mówi – zdecydowanie stawia na sport: narty, rower, tenis. Na korcie jest przynajmniej raz w tygodniu: – To bardzo elegancki, kulturalny sport, nie mam bezpośredniego kontaktu z przeciwnikiem, tylko z piłką. Jestem lepszym tenisistą, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać – zdradza Kalisz, który grywał z Aleksandrem Kwaśniewskim. – Gra lepiej ode mnie i wcale nie mówię tak dlatego, że to on jest prezydentem. Jego gra obliczona jest na wynik, a ja staram się, by sprawiało mi to przyjemność – mówi.

Pszczółki i trutnie

Nie można od samego rana chodzić i kombinować, jak by tu naprawić Rzeczpospolitą. Trzeba mieć jakąś odskocznię – zauważa poseł Jerzy Dziewulski (SLD), jeden z „twardzieli” w polskim Sejmie. Na Wiejską często przyjeżdża na motorze (Harley Davidson lub włoski MV-Agusta), w czarnej skórze. Cały ten ekwipunek zdaje się mówić: „Jestem mocnym facetem i mocnym politykiem”.

Polityka 15.2004 (2447) z dnia 10.04.2004; Kraj; s. 28
Reklama