Archiwum Polityki

Niebezpieczny precedens

Jako autor tekstu, który sprawił, że przypadek Andrzeja Marka, dziennikarza z Polic skazanego na karę więzienia za zniesławienie urzędnika, stał się tak głośny, czuję się zobowiązany do polemiki z tezami Aleksandra Chećki [„Dziennikarz w klatce”, POLITYKA 13]. Pisze Chećko, że postawa skazanego dziennikarza jest arogancka i roszczeniowa, że domaga się on szczególnego uprzywilejowania i lekceważy wyrok sądu, nie wykorzystując możliwości odwoławczych i odrzucając przewidziane prawem środki, takie jak ułaskawienie. Tymczasem Andrzej Marek, po tym jak sąd w drugiej instancji utrzymał w mocy wyrok skazujący go na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu i przeprosiny urzędnika, zrobił tylko dwie rzeczy: zawiadomił o swojej sprawie Centrum Monitoringu i Wolności Prasy oraz wysłał na mój telefon komórkowy esemesa z informacją, że sąd ma zebrać się na posiedzeniu, podczas którego orzeczone zostanie wykonanie kary więzienia. Wszystko, co stało się później, przebiegało już poza osobą Andrzeja Marka. Po tym jak sprawę nagłośniła „Gazeta Wyborcza” i wyrok skrytykował sen. Zbigniew Romaszewski, w obronie Marka wystąpiły polskie i międzynarodowe stowarzyszenia dziennikarskie, organizacje broniące praw człowieka, stowarzyszenie wydawców gazet lokalnych. Przeciwko stosowaniu kary więzienia za publikacje prasowe wypowiedział się minister Kurczuk, prezydent Kwaśniewski, a rzecznik praw obywatelskich we wniosku o kasację poddał wyrok sądu surowej krytyce.

Nie jest prawdą, że Andrzej Marek – jak pisze Chećko – „nie życzył sobie” ułaskawienia. Powiedział tylko, że o ułaskawienie nie wystąpi, bo uważa, że ma rację. Do wszystkich działań przeciwko wykonaniu kary, uwieńczonych akcją solidarnościową środowiska dziennikarskiego w klatce przed Sejmem, Marek nikogo nie namawiał.

Polityka 15.2004 (2447) z dnia 10.04.2004; Listy; s. 91
Reklama