Archiwum Polityki

Prześcieradłowce

Prześcieradłowcami nazywam sentymentalne, kiczowate powieści i filmy, obliczone na publiczność skorą do wzruszeń, która ma oczy na mokrym miejscu i do ocierania łez potrzebuje prześcieradła. Publiczność taka w kinie bardzo cierpi i po seansie wychodzi zapłakana, ale ten rodzaj kina ma swoich amatorów, którzy lubią płakać, dlatego nigdy nie zapomną „Love Story”, a starsi – „Trędowatej”.

Takie właśnie prześcieradłowce produkują tak zwani obserwatorzy sceny gospodarczej i politycznej. „Jesteśmy jako społeczeństwo w dołku psychicznym, moralnym i intelektualnym” – roni łzę ekonomista Jan Szomburg. „Zdajemy się coraz bardziej pesymistyczni, zagubieni” – dodaje po otarciu łez. „Polskie sprawy idą źle” – szlocha Ryszard Bugaj. „Premier ustępuje, marszałek Sejmu ustępuje, SLD się rozpada” – załamuje ręce Jan Rokita. „Sodoma!” – mówią politycy. „Gomora!”– wołają media. – Czy prześcieradło – pytam w maglu – jeszcze się krochmali, bo kiedy jest za sztywne, to boli przy ocieraniu łez i nosa. A kto by dziś chciał mieć czerwono pod nosem?

Prześcieradłowce do tego stopnia zdominowały tzw. dyskurs polityczny, że miłośnicy tego gatunku oraz filmów grozy utożsamiają je z rzeczywistością, szukają jej przyczyn (Okrągły Stół, gruba kreska) i remediów, głównie w sferze symbolicznej (ogłosić Czwartą Rzeczpospolitą). Piewcy nieszczęścia wszystko widzą w czarnych barwach. – Przejaśnia się. – Ale będzie padać. – Toyota jest w Gliwicach. – Ale Hyundaia dostali Słowacy. – Produkcja rośnie. – Ale inwestycje stoją. – Eksport zwyżkuje.

Polityka 15.2004 (2447) z dnia 10.04.2004; en passaent; s. 115
Reklama