Archiwum Polityki

Rząd na uspokojenie

Gabinet Marka Belki został zaprzysiężony i rozpoczął urzędowanie. Teraz decyzja jest po stronie Sejmu. Jeżeli powie on temu rządowi: nie, opozycja będzie musiała wskazać i poprzeć innego kandydata. Albo da rządzić Belce.

SLD zapowiada, że jeśli nowy rząd w pierwszym głosowaniu nie uzyska większości, to sojusz zignoruje sejmowe próby powołania premiera. Jeśli się nie uda, inicjatywa znów wróci do prezydenta, a ten oczywiście postawi na gabinet, który 2 maja zaprzysiągł. Ten scenariusz jest dziś oczywisty. Parlamentarzyści mają więc o czym myśleć. Kalendarz konstytucyjny ruszył: albo rząd, albo szybkie wybory jeszcze tego lata, czyli w najgorszym możliwym terminie: chłopi w polu, szczyt urlopowy, zdwojona, bliska agresji niechęć do polityki podczas kampanii wyborczej. Skończył się więc czas udawania i walki na miny, kiedy to dość bezpiecznie można było wołać o rozwiązanie parlamentu, gdyż wiadomo, że nie starczy głosów, by to uczynić. Teraz trzeba poważnie pomyśleć o kontrakcie politycznym, wyznaczającym horyzont działania tego rządu i jego zadania... albo przedłużać stan parlamentarnego chaosu.

Tak czy inaczej Polska ma już rząd. To jeszcze nie jest przezwyciężenie kryzysu, ale już krok w stronę uspokojenia sytuacji politycznej. Rząd Marka Belki w zamyśle prezydenta – który wysunął tego kandydata – miał wnieść nową jakość do życia publicznego. Miał być mało partyjny, zbliżający się w swym kształcie do gabinetu fachowców, owej utopii, która pojawia się niemal przy każdym przesileniu rządowym. Ale Marek Belka trafił na czas wyjątkowo niesprzyjający. Rozłam w SLD zapoczątkowany przez grupę Marka Borowskiego wprawdzie nie jest tak głęboki, jak się inicjatorzy powstania SdPl spodziewali, ale odbiera nowemu rządowi ponad trzydzieści głosów. Socjaldemokracja Polska coraz wyraźniej widzi swą szansę nie w długim budowaniu partii, lecz w dowiezieniu przynajmniej kilku procent poparcia do w miarę szybkich, najlepiej jesiennych, wyborów.

Polskie Stronnictwo Ludowe, które mogłoby być ewentualnym koalicjantem (było wszak nim w rządzie Leszka Millera, kiedy to Marek Belka pełnił funkcję wicepremiera i ministra finansów), po zmianie prezesa na Janusza Wojciechowskiego wyraźnie pogubiło się między katolicko-narodową i populistyczno-lewicową retoryką.

Polityka 19.2004 (2451) z dnia 08.05.2004; Temat tygodnia; s. 17
Reklama