Archiwum Polityki

Dracula w kasynie

++

Możemy pozazdrościć Czechom, że zainteresowanie musicalem zaowocowało u nich nie tylko inscenizacjami sztandarowych tytułów z importu, ale również samodzielnymi próbami wzbogacenia gatunku. I to nader udanymi, czego dowodem powstały w 1995 r. „Dracula” z muzyką Karela Svobody (kompozytor „Pszczółki Mai” i szlagierów Karela Gotta) do libretta Zdenka Borowca i Richarda Hesa. Polską prapremierę „Draculi” przygotował Teatr Muzyczny w Gdyni. Sceniczny Dracula to średniowieczny okrutnik, który bluźniąc Bogu morduje niewinnych ludzi zgromadzonych w klasztorze. Jasną cząstką jego „ja” jest miłość do żony Adriany. Ale niebo bierze odwet – Adriana umiera w połogu, a Dracula, przeklęty przez swe ofiary, zostaje skazany na nieśmiertelność, czyli egzystencję wampira. Następne dwa akty rozgrywają się w XIX w. i współcześnie. W swym ostatnim wcieleniu książę wampirów jest szefem kasyna, zmęczonym przymusem życia i tęsknotą za prawdziwą miłością.

Najmocniejszą stroną gdyńskiego przedstawienia, wyreżyserowanego przez Macieja Korwina i Jarosława Stańka, są bardzo dobrze wywiązujący się z zadań aktorsko-wokalnych odtwórcy głównych ról – Andrzej Kostrzewski (Dracula), Agnieszka Babicz (Lorraine), Karolina Trębacz (Adriana/Sandra). Nie brak też dynamicznych scen zbiorowych. Zasłużone brawa zbiera zwłaszcza tercet nimf-wampirzyc. Słabością wydają się reżyserskie próby wizualnego i znaczeniowego wzbogacania spektaklu, na przykład przemierzający scenę wariat w kaftanie, krew – trunek wampirów – wyobrażona przez kilkuosobowy balecik, kręcący się stale wokół bohaterów. Tzw. efektów jest zdecydowanie za dużo.

Polityka 19.2004 (2451) z dnia 08.05.2004; Kultura; s. 52
Reklama