Patti Smith, poetycko-muzyczna gwiazda nowojorskiej bohemy, od początku kariery uchodziła za symbol niepokorności. Agresywny rock jej pierwszych, wydanych w latach 70., płyt „Radio Ethiopia” czy „Horses” krytycy nazywali protopunkiem, zaś jej teksty nader często zawierały motywy polityczne z silnym antyestablishmentowym akcentem. Nie inaczej jest z płytą ostatnią – „Trampin” . Album ten okazuje się chyba najbardziej politycznie zaangażowany z całego dorobku artystki. Tym razem ostrze krytyki wymierzone jest bardzo konkretnie w obecną administrację amerykańską w kontekście konfliktu irackiego. Pacyfizm? Nie tylko, bo chodzi o podważenie racji jakiejkolwiek agresji (vide: piosenki „Radio Baghdad” czy „Gandhi”). W warstwie muzycznej mamy jednak niespodziankę – więcej tu folku rodem z lat 60. niż drapieżnego rocka, do którego Smith przyzwyczaiła swoich wiernych fanów. I dobrze, bo dzięki temu słuchacze otrzymują płytę nie tylko prostą w wyrazie, ale też formalnie przejrzystą.
Patti Smith Trampin, Columbia
++ dobre
+ średnie
– złe