Kiedy celem ataku jest konwój i na otwartej przestrzeni mierzy do siebie kilku zdesperowanych mężczyzn, nie ma takiej możliwości, żeby ktoś nie nacisnął na spust. A wtedy zaczyna się kanonada.
Pigalak, ścisłe śródmieście Warszawy, wokół siedziby największych banków i instytucji finansowych. – Paskudny teren – mówi Stefan Gębala, 40-letni zawodowiec – wąskie uliczki, handlarze, kurwy i dziki tłum ludzi.
Kiedy na pigalaku Stefan wychodzi z samochodu, sprawia wrażenie, jakby spodziewał się ataku co najmniej Stevena Seagala. Kuloodporna kamizelka, kevlarowy hełm, włączona radiostacja. W rękach odbezpieczona strzelba mossberga, czyli półmetrowa luśnia, której antyterroryści używają do otwierania drzwi razem z futryną.
Polityka
19.2004
(2451) z dnia 08.05.2004;
Społeczeństwo;
s. 83