To był płomienny, wiejski romans. Jednak na drodze do szczęścia kochanków stało zbyt wielu ludzi. Najpierw należało ich zabić.
Jak co dzień kilkanaście minut przed ósmą Romuald Paczko, 69 lat, emeryt dorabiający w jednej z olsztyńskich przychodni jako inspektor techniczny, ucałował żonę i poszedł po swego wymuskanego czerwonego Opla Astrę sedana. Zwykle patrzyła z okna bloku, jak idzie między rzędami garaży; szary garnitur, seledynowa koszula, starannie dobrany krawat, kaszkiet.
Wyprowadza auto, przeciera szyby i karoserię, obchodzi dokoła, sprawdza migacze i ciśnienie w oponach, zamyka garaż, macha żonie na do widzenia i włącza się do ruchu na głównej ulicy.
Polityka
19.2004
(2451) z dnia 08.05.2004;
Społeczeństwo;
s. 90